Paweł Ber: dzieła sztuki namalowane na ptasich piórach
RzemiosłoPierwsze lata Paweł Ber spędził u dziadka. Wspomina, że pachniały dziką przyrodą i... terpentyną, bo dziadek był malarzem.
W domu na skraju Chojnowskiego Parku Krajobrazowego tematów do malowania było mnóstwo. Od rana słyszeli śpiew ptaków, dzikie zwierzęta podchodziły bardzo blisko, można się im było przyglądać.
Dziadek najbardziej lubił jednak malować konie, a chłopak często przesiadywał w pracowni i patrzył. Zawsze po kolacji rozkładali szkicownik, ołówki, kredki i rysowali. – Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam te lekcje – wspomina Paweł Ber.
Chętnie robił też zdjęcia przyrodnicze. Zastanawiał się nawet, czy jego przyszłością nie jest fotografia. Szczególnie podobają mu się lisy, często je podglądał, a przy okazji tych wypraw spotykał mnóstwo innych zwierząt. Zdecydował się jednak zostać przy malarstwie – było bliższe jego sercu.
Pomysł, by pióra traktować jak płótna, zrodził się przypadkiem. W czasie jednej z podróży do Stanów Zjednoczonych poznał właścicielkę galerii sztuki w Atlancie. Zasugerowała, żeby zainteresował się kulturą rdzennych mieszkańców Ameryki. Temat okazał się fascynujący, także dlatego, że byli tak silnie związani z przyrodą.
– Uwielbiam ich rękodzieło, biżuterię, broń, chłonę wiedzę o tematyce indiańskiej – mówi. – W Stanach kupowałem książki o kulturze różnych plemion, motywach dekoracyjnych, ubraniach, które służyły mi jako pomoc przy malowaniu.
Postanowił wyrzeźbić portret Indianina i wykorzystać prawdziwe pióra. Hodujący myszołowce towarzyskie kolega ofiarował mu całe ich pudło (pierzą się jak wszystkie ptaki, więc ze zdobyciem nie ma problemów).
Wtedy Paweł wymyślił, że na jednym z nich namaluje portret tego pięknego drapieżnika. Efekt był tak niezwykły, że rzeźba poszła w zapomnienie.
– Ale motywy kultury indiańskiej cały czas przeplatają się w mojej sztuce – dodaje. – Początkowo robiłem portrety wojowników na drewnie czy kartonie, ale mam pomysł, żeby stworzyć je na piórach.
Wprawa, jakiej nabieram z każdym nowo namalowanym piórkiem, pozwala mi snuć plany… Chciałbym uhonorować polskich pisarzy, marzy mi się wystawa „Mistrzowie pióra”.
Myszołowce to duże drapieżniki żyjące tylko w Ameryce Północnej i Południowej. Są inteligentne, a nazwę zawdzięczają temu, że tak jak wilki polują w stadach. Ich pióra są ciemne, stanowią dobre tło i Paweł bardzo lubi na nich malować.
Pióra dostaje też od znajomych, którzy przypadkiem znaleźli jakiś piękny okaz. O jego pasji pamiętają też zaprzyjaźnieni fotografowie przyrody. – W poszukiwania zaangażowane jest całkiem spore grono ludzi – mówi
– Sam też inaczej patrzę na pióra, odkąd zacząłem na nich malować. Dostrzegam je na chodniku. Czasami zwykły spacer przez miasto może okazać się szczęśliwy, bo przyniosę unikatowe piórko, które później zamienię w dzieło sztuki.
Paweł maluje je szybkoschnącym akrylem, więc musi mieć precyzyjną rękę. Chętnie wybiera duże, nawet 30-centymetrowe okazy, ale wykorzystuje też krótsze. Nie zamalowuje całej powierzchni, zawsze zostawia fragmenty naturalnego tła.
– Pióra same w sobie są piękne, a mój obrazek ma jedynie podkreślić ich dziką urodę – wyjaśnia.
Tekst, stylizacja i zdjęcia: Gutek Zegier
Zobacz także:
Stoliki z plastra drewna i inne czary
Zbigniew Wałach – gajdosz z Beskidu