Las dobry na wszystko. Biżuteria, rzeźby i obrazy inspirowane życiem blisko natury
RzemiosłoJakub Żeligowski, rzeźbiarz i projektant biżuterii, jest artystą także w życiu. Nawet chałupę remontuje, jakby malował obraz. Nie ma weny? Nie robi nic. Najwyżej idzie na spacer.
Horyzont musi być krzywy
Mieszkałem pod Warszawą niedaleko Podkowy Leśnej. Dom miał 200 metrów, był ogród. Jednak życie tak się potoczyło, że trzeba było go sprzedać. A że zawsze ciągnęło mnie na wieś, uciekłem – opowiada Jakub Żeligowski, rzeźbiarz, malarz, twórca biżuterii, fotograf, a jak trzeba, to także stolarz i malarz pokojowy. Jednym słowem – niespokojny duch. Najpierw trafił pod Lublin, w rodzinne strony. Wieś była nawet fajna, ale denerwowały go widoki.
– Dla mnie horyzont musi być krzywy. Wtedy czuję się dobrze – uświadomił sobie na równinie. Ruszył więc szukać nowego domu. Znalazł go kilka lat temu na Podkarpaciu. Może nie do końca w miejscu, które sobie wymarzył, ale domek zapowiadał się ładny, a we wsi mieszkali ludzie, którzy żyli tu od zawsze. Bo dla Jakuba ważna jest tożsamość, związanie z miejscem, miłość do ziemi. To podstawa teorii wielkowiejskości, którą sobie z dala od miasta wymyślił.
Sztuka, która bierze się z chodzenia
No i zaczął się remont. – Trwa cały czas, bo mam zajawkę, żeby samemu wszystko robić, po swojemu – wyjaśnia. A że jest artystą, dom też ma artystyczny. Zacznijmy od drzwi. Normalny człowiek pójdzie do marketu i je kupi. Jakub wypatrzy na drugim końcu Polski stare, poniemieckie, nadżarte przez czas. Ruszy więc w podróż i po dwóch dniach wróci z łupem. – Kiedy już mam te drzwi, łażę przy nich, zastanawiam się, co z nimi zrobić. I robię… ścianę, a tam, gdzie były szybki, wstawiam półki na książki – mówi. A jak można zagospodarować dziurę po rurze od pieca? Bierzesz deseczki, strugasz kołki, malujesz na kolorowo i powstaje wieszak na klucze. Trudno znaleźć fachowca, który by to zrozumiał. Spec to może najwyżej dach wymienić.
Podobnie jak z urządzaniem domu jest ze sztuką. Nie powstaje w oczywisty sposób. U Jakuba bierze się z chodzenia.
– Wstaję rano i idę do lasu, bo mnie to nastraja. Jeśli mam kłopoty, przepadam na kilka godzin, bo las jest dobry na wszystko. Idę sobie i nagle widzę gniazdo ze skorupkami, które spadło z drzewa. A gdyby je ułożyć w siedzisku stołka i zalać żywicą? – taka pierwsza myśl przychodzi mu do głowy.
Obrazy na deskach, pieczenie chleba i tai chi
Szalone pomysły nie powstają z wyliczeń, ale spontanicznie. Trzeba tylko intuicję odpalić. Od lat pasjonuje go malarstwo olejne. Ale obrazy, jak wszystko u Jakuba, oczywiste nie są. Maluje na deskach czy klockach w dużych formatach.
– Idę do tartaku do pani Wiesi, wyszukuję coś z odpadów i płacę 3 złote. Potem muszę tylko drewno wysuszyć – opowiada. Podrzeźbia je i maluje. Wcześniej robił biżuterię, zgarniając za nią najważniejsze polskie nagrody. Przeszedł przez etap naczyń, w których drewno miksował z żywicą. Wystarczyła smuga światła, żeby misa zmieniała się nie do poznania.
Prowadzi codzienne proste życie. Ostatnio oddał się pieczeniu chleba. Wyszukuje w młynie stare odmiany zbóż i eksperymentuje. Od czasu do czasu wyskoczy ze swojej chaty na tai chi. – Kiedyś kolega mnie na nie wyciągnął. Tak zaintrygowały mnie te kocie ruchy, że ćwiczę od 20 lat i teraz sam prowadzę zajęcia.
KONTAKT DO ARTYSTY: facebook.com/pg/JakubZeligowski
TEKST: BEATA WOŹNIAK ZDJĘCIA I STYLIZACJA: GUTEK ZEGIER