Magda Siwek tworzy zabawki, biżuterię i dekoracje, które zmieniają domy ich właścicieli. Początkowo była to jedynie pasja. Z pomocą rodziny i przyjaciół zamieniła ją w sposób na życie.
Umówiłyśmy się na 14:00, wchodzę nieco spóźniona i od progu słyszę wesoły głos Magdy: - Wchodź, wchodź, ja tylko doszyję ucho Panu Mielonce i możemy gadać.
Pan Mielonka to pierwszy projekt, pluszowa zabawka, którą Magda uszyła dla swojej starszej córki. Było to 15 lat temu. Tamtego pierwowzoru Pana Mielonki, który powstał z zielonej piżamki i nazywał się wtedy jeszcze zwyczajnie Prosiaczkiem, już nie ma. Jego kolejne wcielenia powstają do dziś.
Prosiaczek został Panem Mielonką pewnego popołudnia, kiedy mały chłopiec dostał go na urodziny.
Magda zaprasza mnie na herbatę, a ciepło tej dziewczyny sprawia, że każdy poczuje się przy niej jakby znał ją całe życie. Roztacza wokół siebie czar i ma bardzo dużo pozytywnej energii.
– Chyba odziedziczyłam to po babci, która szyła lalki. Bardzo lubiłam ten rozgardiasz w jej mieszkaniu. Łatki, szmatki, kolorowe nitki i guziki. Było się czym bawić – śmieje się. – Później sama zaczęłam.
Po szkole wcale nie ciągnęło jej w kierunku mody. Do dzisiaj nie bardzo lubi szyć ubrania w rozmiarach makro, ale za to umiejętność konstruowania ubrań nie poszła na marne, dzięki niej świetnie ubrane są lalki. Może to po babci, a może z innego powodu, ale zwyczajnie lubi szyć zabawki dla dzieciaków. Wymyśla je, przerabia z wykrojów. Teraz pomagają jej w tworzeniu córy i czasem mąż, który kibicuje każdemu nowemu projektowi.
- O zobacz, ten misio z zamkniętymi oczami, to Śpioszek, projekt mojej starszej córki. A ten, lisek to pomysł mojego męża. Jakoś dziwnym trafem facetom strasznie się ten lisek podoba.
Druga lalka, którą uszyła po Panu Mielonce, była zadaniem domowym starszej córy. Na plastykę trzeba było przygotować Opiekuna domu. I tak powstał czarodziej, który bardzo przypominał profesora Dumbledora.
- Nadal mamy go, tylko teraz z nami już nie mieszka i niestety nie za często go odwiedzamy, ale jak na tyle lat (9 z małym okładem) i na to, co przeszedł, to ma się całkiem nieźle. Później dla młodszej córki uszyłam Koralinę. To ta w żółtym płaszczyku przeciwdeszczowym. Inspiracją była tytułowa bohaterka z powieści Neila Gaimana. Była z młodszą córką na chyba wszystkich koloniach, obozach i wyjazdach, jej ulubiona zabawka. Pierwotnie miała jeszcze malowane brwi, usta i piegi. Zdarzyło się mi szyć lalki na podobieństwo właścicieli. Dostaję np. zdjęcie i szyję. Wtedy wiem już na samym początku jak będzie wyglądała, dobieram dla niej ciuszki, a imię to przywilej właściciela.
Lalki rzeczywiście są bardzo podobne do swoich właścicieli. To jak wyglądają zmienia się; jedne mają guziki, inne wyszywane oczy. Są cudowne. Chwytają za serce nie tylko małych, ale także i dużych.
W mieszkaniu, w którym powstają lale, jest kolorowo, przytulnie i ciepło. Wszyscy w rodzinie mają z tego szycia mnóstwo radochy. Każdy projekt jest jedyny w swoim rodzaju, każdy z nich robiony z sercem, pasją i zaangażowaniem. Każda zabawka ma w sobie zamkniętą kropelkę tego magdowego ciepła, każda z nich jest dla kogoś, tylko po to, by się uśmiechnął.
Zapraszamy na:
https://www.facebook.com/mardybum.pracownia
http://mardybum.pl/index.htm
Tekst: Magda Rzadkiewicz
Fot. archiwum Magdy Siwek