Są takie z błyskiem w oku, z uśmiechem, zdziwioną miną, może nawet z duszą. W figurkach Igi Brej nie sposób się nie zakochać.
Choć Iga Brej-Kozon i jej mąż Bogdan skończyli studia malarskie we Wrocławiu, to zajęli się również inną sztuką. Ceramiką artystyczną. Kiedy ich najstarszy syn poszedł do podstawówki, zdecydowali się osiąść w jej rodzinnej podkarpackiej wsi Cieklinie i kupili piec do wypalania ceramiki. Teraz tutaj, w tym samym domu, w którym się urodziła, Iga ma pracownię. Jest też niewielka galeria, gdzie można obejrzeć jej prace: rzeźby, naczynia, biżuterię i figurki zwierząt. Ich baśniowe kształty to wynik fascynacji artystki sztuką naiwną, nieprofesjonalną, ludową. Inspiruje ją też przyroda, rzeźby są więc nieco chropowate w dotyku, w naturalnym kolorze piasku i gliny, z plamami delikatnych barw szkliwa.
– Jestem nocnym markiem, zanim się rozkręcę, robi się już południe, więc często siedzę w pracowni wieczorami – mówi Iga. Zwykle towarzyszą jej koty. Mieszkają tu aż trzy. Szaro-biała Tosia, znaleziona przez syna, szczególnie upodobała sobie miejsce w piecu, a czarna kotka Kluska jest najbardziej towarzyska. Zdarza się, że pakuje się gościom do torebki, podczas gdy oni spoglądają na gablotę. To kredens odziedziczony po cioci Igi. Za szybą mieszkają gąski, koniki, kozy, barany, myszki, świnki, rybki, ptaszki i inne, czasami dziwne zwierzątka. Czekają, aż ktoś je przygarnie. A przygarniane są często, bo zawsze wzbudzają ciepłe uczucia. Szczególnie przed świętami, kiedy ten zwierzyniec przywodzi na myśl bożonarodzeniową szopkę.
– Jestem nocnym markiem, zanim się rozkręcę, robi się już południe, więc często siedzę w pracowni wieczorami – mówi Iga. Zwykle towarzyszą jej koty. Mieszkają tu aż trzy. Szaro-biała Tosia, znaleziona przez syna, szczególnie upodobała sobie miejsce w piecu, a czarna kotka Kluska jest najbardziej towarzyska. Zdarza się, że pakuje się gościom do torebki, podczas gdy oni spoglądają na gablotę. To kredens odziedziczony po cioci Igi. Za szybą mieszkają gąski, koniki, kozy, barany, myszki, świnki, rybki, ptaszki i inne, czasami dziwne zwierzątka. Czekają, aż ktoś je przygarnie. A przygarniane są często, bo zawsze wzbudzają ciepłe uczucia. Szczególnie przed świętami, kiedy ten zwierzyniec przywodzi na myśl bożonarodzeniową szopkę.
reklama
W cieklińskim domu panuje wtedy rodzinna atmosfera. Wszyscy razem, babcia, Iga z mężem i czwórka ich dzieci dekorują choinkę piernikami, na stole stawiają własnej roboty świeczniki i kolorowe talerze w kształcie ryb wypełnione pysznościami. W pracowni pojawiają się ceramiczne gwiazdki, choinki i aniołki.
– Początkowo miałam opory przed lepieniem aniołów – wspomina Iga. – Nie chciałam tworzyć dzieł tak religijnych jak ikony, bo to duża sprawa. Nie wiedziałam, czy prawdziwe anioły się nie obrażą. Ale doszłam do wniosku, że to taki symbol dobrego, który można komuś podarować z życzeniami od serca.
Za sprawą ceramiki na jej drodze wciąż pojawiają się nowi ludzie z ciekawymi historiami. Na jarmarku w Sanoku na przykład podeszła do niej pewna pani, która opowiedziała, że co roku kupuje od niej jednego anioła, żeby podarować go komuś, kto wychodzi na wolność. Okazało się, że pracuje w zakładzie karnym, a te prezenty stawały się amuletami na nowe życie dla byłych więźniów.
Zdjęcia i stylizacja: Gutek Zegier (współpraca Feko Rouppert)
Tekst: Joanna Zaguła
Tekst: Joanna Zaguła
Kontakt do pracowni: pracowniabi.blogspot.com
lub na facebooku: Pracownia Ceramiki Artystycznej Bi
lub na facebooku: Pracownia Ceramiki Artystycznej Bi