Pepesza Ceramik spełnia ceramiczne marzenia – lepi dla siebie i na zlecenie
RzemiosłoDzik ze starych ksiąg, odciśnięty liść szałwii, huculskie drzewo życia to motywy na dzisiaj. Jutro? Kasia Ziomek na pewno coś wymyśli.
Wyboista droga do ceramiki
W stronę sztuki ludowej Kasię ciągnęło od zawsze. Najpierw skończyła w technikum budowlanym klasę renowacji zabytków, potem ruszyła do Wzdowa, gdzie mieścił się Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego. – Przez dwa lata mieszkałam w pałacu Ostaszewskich i dzień w dzień poznawałam tajniki tkactwa, batiku, malarstwa… Uczyliśmy się wszystkiego po kolei. Ale ceramika mnie wtedy nie urzekła, nie szły mi też koronka, haft i rzeźba w drewnie – wspomina. Z takim fachem trafiła do Parku Etnograficznego w Chorzowie i została… Kasią ze skansenu. Opiekowała się chałupą robotników leśnych, w której była pracownia wikliniarska. Zamiast o niej opowiadać, wyplatała różne cuda.
Zobacz też: Turbokolor: w pracowni ceramicznej Doroty
Kiedy zaczęło wiać nudą, dostała propozycję poprowadzenia warsztatów terapii zajęciowej w Świętochłowicach. – Przez 6 lat po kilka godzin dziennie miałam do czynienia z gliną. Nieraz dopadał mnie nawet glinowstręt. Ale potrafiłam być skupiona i cierpliwa. Te cechy odziedziczyłam po tacie, który robi samurajskie zbroje – opowiada. Wreszcie poczuła się na tyle pewnie, że otworzyła własną pracownię. Z 1600 zł w kieszeni (równowartość jednej pensji), dwoma kotami i kilkoma kwiatami w doniczkach przeniosła się do Sanoka.
Ceramiczne miseczki były nawet w telewizji
– Huculszczyznę pokazali mi przyjaciele. A kiedy wybrałam się na zamek w Sanoku, gdzie jest kolekcja ceramiki, przepadłam. Szczególnie spodobały mi się kafle ze scenkami rodzajowymi, w których bohaterami są piekarze, damy, wojskowi, pasterze. Wzory na moje naczynia przenoszę kreska w kreskę, daję nawet opis, kto był autorem. Jedyną różnicą jest to, że nie robię majoliki, tylko pracuję w białej glinie – mówi o swojej wielkiej fascynacji. Ta praca zaczyna się od lepienia.
Potem rylcem przenosi wzór na wilgotną jeszcze glinę i miseczkę albo talerz wkłada do pieca. Następnie wyciąga i kolorowymi glinkami maluje wzory. Tło zostaje białe – to od koloru glinki. Na koniec szkliwi i gotowe. Ludzie często pytają Kasię, dlaczego nie kręci na kole. – Nie kręcę, bo nie potrafię – śmieje się. – Ale kto wie, może kiedyś przysiądę i nauczę się. Ceramika daje nieskończone możliwości. Każdy kontynent, a nieraz kraj, ma swoje patenty i wzornictwo.
Talerze, miseczki, a nawet kafle
Tematy? Najbardziej lubi naczynia cienkie i równe. Swego czasu hitem stały się „miseczki telewizyjne”. Nazwa wzięła się od popularnego programu w TVN „Ugotowani”, w którym wystąpiła. – Długo mnie namawiali. Najpierw odmawiałam. Wreszcie pomyślałam: A co mi szkodzi? Nieważne, jak gotuję, ważne, na czym podam – opowiada. Dania podała na naczyniach z koronkowym kwiatem zrobionych przez siebie.
Sporo ceramicznych rzeczy tworzy na zlecenie. Zdarzają się rysunki dzieci przeniesione na kubki, figurki ukochanych psów. Ciekawe były ceramiczne kafle do kuchni inspirowane wierszem Tuwima „Spóźniony słowik”. Odciskała na nich rośliny i prawdziwe robaki.
Śmieje się, że znajomi znosili jej martwe, bo żywych nie używa. Na koniec kafle położyła u klienta na ścianie. – Zrobię nawet kubek z motywem Hello Kitty albo zielone łosie. Będę cierpieć, ale zrobię. Spełniam ceramiczne marzenia – śmieje się Kasia.
Zobacz też: Ceramika artystyczna - August Design Studio, czyli dziewczyny od siwaków
Tekst: Beata Wioźniak
Zdjęcia: Karolina Migurska i Mariusz P
Stylizacja: Karolina Migurska