Ceramika ręcznie robiona uczy cierpliwości
Zanim Olga Milczyńska i Irina Grishina zaczęły produkować siwaki, minęły dwa lata. Do dziś zdarza im się ulepszać projekty. – Ktoś napisał do nas, że wieko powinno mieć wyższy uchwyt. Taki lepiej się trzyma. Pierwsze naczynia miały też rant, ale garncarzowi było trudno go toczyć – opowiadają. Nie lubią sztywnego trzymania się milimetrów, rzemieślnik powinien mieć przyjemność z pracy nad projektem.
U źródeł tradycji garncarskiej, czyli ceramika artystyczna
Do Zagrody Garncarskiej w Medyni Głogowskiej trafiły dzięki Małgorzacie Wisz, lokalnej animatorce kultury. W poznańskiej szkole School of Form szukała projektantów, którzy pomogliby reaktywować zapomniane rzemiosło. W tym rejonie Podkarpacia było niegdyś prawdziwe zagłębie garncarskie. To przez tutejsze złoża gliny. Do lat 70. pracowało tam stu ceramików, którzy realizowali zlecenia dla Cepelii.
Teraz jest ich ledwie garstka. W większości tworzyli niepraktyczne naczynia szkliwione szkodliwym ołowiem. Do użytku nadawały się jedynie siwaki. Ale od 50 lat nikt z nich tam nie korzystał. – Przepytałyśmy mieszkańców wsi, jak dawniej używało się tych naczyń. Pomogła nam też antropolożka Ewa Klekot – opowiadają. Nad pierwszymi siwakami pracowały razem z Tosią Kiliś i Magdą Mojsiejuk.
Siwaki Prosto z pieca: ceramiczny talerz i ozdoby do kuchni?
Siwaki wypala się w tradycyjnym piecu opalanym drewnem. Kiedy temperatura osiągnie 960°C, trzeba chwilę odczekać, by spadła. Nie ma termometru, którym można by to sprawdzić, garncarz sugeruje się kolorem ognia. Właściwy płomień ma czerwono-pomarańczową barwę. Potem dorzuca się drewna i zamyka szczelnie piec. W środku kłębi się dym, a związki żelaza z czerwonych zamieniają się w czarne. Tak właśnie odbywa się siwienie, dzięki któremu naczynia mają charakterystyczny kolor.
– Teraz są jeszcze czarniejsze. Nasz nowy garncarz używa innej gliny. Im jest drobniejsza, tym ciemniejsza wychodzi barwa – tłumaczy Olga. Kiedyś w siwakach kwasiło się mleko albo gotowało się na płycie pieca. Trzeba było je stopniowo nagrzewać: przesuwać od brzegu, aż po sam środek paleniska, bo ceramika nie lubi szoku termicznego.
Siwaki Iriny i Olgi to nasze rodzime garnki rzymskie. Tak samo trzeba je przed każdym użyciem namoczyć i posmarować dno tłuszczem. – My najbardziej lubimy zapiekane w oliwie warzywa. Po upieczeniu są chrupkie i soczyste.
August Design Studio – Sierpniowy duet od ceramicznych ozdób
Irina jest Rosjanką. Do Polski przyjechała dzięki stypendium poznańskiej uczelni. – Pochodzę z Kamczatki. Tam nie ma gliny ani pracowni ceramicznych. Dopiero w Polsce spróbowałam tego rzemiosła – wspomina. Olga była jej nauczycielką. Zanim sama zajęła się ceramiką, studiowała projektowanie ubioru i kulturoznawstwo. Aż trafiła do pracowni Anne Mette Hjortshøj na Bornholmie. – Siedziałam nad gliną po dwanaście godzin dziennie, tak mnie to wciągnęło – opowiada. Później były pracownie w Anglii, Niemczech, we Francji i studia w Duńskiej Szkole Designu.
Swoją pracownię nazwały August Design Studio. To od Augusta Sandera, mistrza fotografii portretowej, którego cenią. I od sierpniowych, leniwych dni, które tak dobrze im się kojarzą.
Zdjęcia: Irina Grishina, Aleksandra Giml