Zabójca o delikatnych rączkach
Chodzi pokracznie, ale po drzewach skacze jak małpka. Na oczach ma czarną maskę bandyty. Kto to? Szop pracz. Uważajcie!
Był słoneczny, letni poranek. Siedziałem wygodnie na pieńku przy sągu pachnącego żywicą drewna na skraju Puszczy Knyszyńskiej. „A czego tu tak siedzi?” – usłyszałem nagle. Na ścieżce stał uśmiechnięty mężczyzna podparty leszczynowym kijem. „Ano siedzę tu jak oczadziały i zachwycam się przyrodą” – odpowiedziałem. Starzec przysiadł się i zaczął snuć opowieści pełne bajań i przesądów.
W końcu zawiesił głos i z tajemniczą miną powiedział: „Ja małpkę tam nad rzeką na drzewie widział. Nikt mi nie chce uwierzyć, ale to była małpka”. Bardzo mnie to ucieszyło i jednocześnie zmartwiło. Powiedziałem, że ja mu wierzę. I że nie była to małpka, lecz szop pracz. Tutaj nikt go jeszcze nie widział, dopytałem więc, gdzie to dokładnie było, i ruszyłem na poszukiwanie „małpki”.
Szop pracz w Polsce: skąd przyjechał?
Szopa na początku XX wieku sprowadzono z Ameryki do Europy i Azji, żeby zaspokoić kaprysy kobiet pragnących stroić się w futra. Tymczasem okazał się zabójcą o delikatnych rączkach, którymi potrafi manipulować jak włamywacz. Wydostał się z ferm zwierząt futerkowych i szybko skolonizował środkową Europę. Głównie wschodnie landy niemieckie, te tuż za Odrą. U nas szopów przybywa na zachodzie i południu, na wschodzie są rzadko spotykane. W Europie traktuje się je jako gatunek obcy i inwazyjny. Nie ma nawet okresu ochronnego.
Dlaczego szop pracz?
Rysopis zabójcy: długość ciała 50-70 cm plus 20-40 cm puszystego, prążkowanego ogona, masa 4-9 kg (mniej na wiosnę, więcej jesienią), rekordowo nawet powyżej 20 kg, żyje do 20 lat, ma dobry węch i słuch, doskonałe czucie w zgrabnych łapkach, jest stopochodny, inteligentny, miły z wyglądu... i z czarną maską bandyty na oczach. Po ziemi chodzi byle jak, kiwając się na boki i sapiąc. Za to po drzewach – sprawnie jak małpa, czasem głową w dół, bo ma bardzo ruchliwe tylne łapy, które może obrócić nawet o 180 stopni. Pływa tak szybko, jak człowiek chodzi, czyli prawie 5 km/h. Je rośliny, bezkręgowce i kręgowce.
Zimę przesypia w dziupli. Radzi sobie wszędzie, ale musi mieć blisko wodę. Wszelką zdobycz z uporem maniaka myje w wodzie, trze chwytnymi łapkami, płucze, próbuje, znów płucze i tak stopniowo zjada. To tłumaczy ten dziwny przydomek w nazwie – pracz.
Usposobienie szopa pracza
Dorosłe samce żyją w samotności i bronią swoich rewirów przed innymi samcami. Panie są bardziej towarzyskie. Tylko rodzą w odosobnieniu – do 5 młodych po trwającej blisko 65 dni ciąży. Budują im gniazdo w dziupli albo dobrze ukrytej norze, ale gdy tylko młode podrosną, razem wyruszają na bandyckie wyprawy, spotykają się z sąsiadkami i ich pociechami, by wspólnie prać, zjadać żaby, żuki i leśne owoce.
Jesienią kawalerowie odchodzą jak najdalej, a panny znajdują kryjówkę blisko terytorium matki. A następnej wiosny młode szopy mogą się już rozmnażać. Ich potencjał rozrodczy, wszystkożerność i brak naturalnych wrogów są dla nas problemem. Nie polują na nie ani lisy, ani wilki, ani kuny. Nie znają szopa, a zaatakowany stroszy się, staje słupka, rozpościera łapki, szczerzy zęby i prycha. Sporo młodych ginie jednak na drogach, bo chodzą jak pokraki. Jak się takiego zobaczy, to warto to zapisać w notesie i przy okazji dać znać lokalnemu leśnikowi, myśliwemu albo ekologowi.
Czy szopy są groźne?
Szopy i dla nas są trochę niebezpieczne. Otóż mają pewnego pasożyta, glistę z gatunku Baylisascaris procyonis, której larwa może osiedlić się w wątrobie, mózgu lub oku człowieka. Psa również. A w Polsce nie ma ani testów diagnostycznych, ani zbyt wielu lekarzy znających ten problem. Szop nie jest więc dobrym sąsiadem w domku pod lasem. Trzeba ukrywać przed nim zapasy, chronić psa przed kontaktem z jego odchodami i zachować szczególną higienę. A już na pewno nie próbujmy udomowić tego egzotycznego zwierzątka!
Szop – wytrawny złodziejaszek
Miałem okazję widzieć szopa złodziejaszka w akcji jesienią na Kostaryce. U nas są skryte i płochliwe, ale w parkach narodowych obu Ameryk szybko się oswajają i są utrapieniem dla turystów. Szedłem leśną ścieżką, kiedy moją uwagę zwróciły czymś zaaferowane kapucynki. Niewielkie stadko kibicowało szopowi, który starał się ukraść z ławki plecak. Najpierw ściągnął go na ziemię, potem toczył pod swoim brzuchem, zagarniając pod siebie łapkami. Zmierzał z nim w krzaki. Niczego nieświadome właścicielki – matka z córką – siedziały tuż obok na plaży. Postanowiłem uratować plecak. Gdy podszedłem, najpierw skrzyczały mnie małpy. Potem szop stanął słupka i zaczął na mnie skrzeczeć. Zaraz podbiegła też dziewczynka zaniepokojona brodatym jegomościem kręcącym się przy jej rzeczach, ale szybko się zorientowała, że to nie ja jestem głównym zagrożeniem. Gdy chciała odpędzić szopa, zaatakował ją i nie odstępował od zdobyczy. Wziąłem więc w rękę liść palmowy (nic innego nie było) i ruszyłem na złodzieja. A w tego wstąpił diabeł. Prychał, sapał, pluł i szczerzył zęby. Pozorował ataki, ale w końcu porzucił plecak i poszedł sobie ścieżką w las, sapiąc, furkocząc i wyrzekając na intruza z obcego kraju. No tak, tutaj to ja jestem obcy, a szopy są u siebie. Ciekawe, ile rzeczy zabierają plażowiczom, zwalając winę na ludzi?
Szopy widywałem tam w wielu miejscach i dobrze, że ostrzega się turystów przed ich dokarmianiem. Szybko stają się natrętne i otyłe. A więc nie dokarmiajmy szopów! Dla ich i naszego dobra.
Zdjęcia: Shutterstock
Tekst: Dr Andrzej G. Kruszewicz - lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo
Polecamy również: Zimowe sny zwierząt.