miejskie pszczoły

Miejskie pszczoły – jakie korzyści przynoszą miejskie pasieki?

Zwierzęta w naturze

Wiecie, że robią miód równie dobry – albo i lepszy – jak ich koleżanki z wiejskich uli? Agnieszka Skórska i Kamil Baj z warszawskiego Pszczelarium opowiadają o pasiekach w mieście.

reklama

Weranda Country: Czego zwykle nie wiemy o pszczołach?

Pszczelarium: Na przykład tego, że w pojedynczym ulu mieszka ich kilkadziesiąt tysięcy, a jedna przez całe swoje 5-tygodniowe życie daje tylko ok. 1/12 łyżeczki miodu. W szczycie sezonu, czyli w maju i czerwcu, matka składa do 3 tysięcy jaj dziennie. Pszczela rodzina, żeby przeżyć, musi wyprodukować rocznie 90 kg miodu na własne potrzeby, a podbiera się jej tylko to, co zrobiła ekstra. Niewielu wie, że poza ulem pszczoły wcale nie są agresywne, bo nie muszą bronić domu. I że te z miasta dają więcej miodu niż jej koleżanki ze wsi.

Dlaczego w mieście im tak dobrze?

Nie ma tu wielohektarowych upraw pryskanych chemią ani monokulturowych. Przez całe lato zawsze coś tam kwitnie, więc nie tylko jest dla nich dużo jedzenia, ale też pszczoły mają tu ciekawszą, bardziej różnorodną dietę.

A zanieczyszczenia? 

W mieście? Tylko smog, a ten mamy zimą, kiedy pszczoły i tak siedzą w ulu. Poza tym żyją za krótko, żeby zdążyć magazynować toksyny czy metale ciężkie. Jeździmy na benzynie bezołowiowej, przemysł ciężki wyniósł się z miast na wieś. Zresztą żadna rozsądna pszczoła nie przyniosłaby do ula skażonego nektaru, bo nie chce truć sióstr. Ma tak wrażliwe receptory, że bez problemu wyczuwa poziom cukru w pokarmie, a co dopiero zanieczyszczenia.
 
Domek dla owadów kupisz na sklep.weranda.pl

Jaką korzyść z pszczół ma miasto?

Miód oczywiście! I edukację. Oswajamy się z pszczołami, uczymy, że warto zostawić trochę nieskoszonego trawnika, by zakwitły na nim trawy czy kwiatki albo zasadzić jakąś miododajną roślinkę – miętę, bazylię, lawendę. I od razu robi się ładniej. Z obecności pszczół dużą korzyść mają działkowcy. Kiedy w pobliżu działki staje miejska pasieka, od razu mają dorodniejsze warzywa i owoce, a na dodatek jest ich więcej niż zwykle.

Jedna z waszych pasiek stoi na 17 piętrze wieżowca. Pszczołom to nie przeszkadza?

Nie są wybredne, dałyby sobie radę i wyżej. Ale trzeba im zapewnić odpowiednie warunki. Po pierwsze, w najbliższej okolicy musi być jakaś zieleń. Jak się całe miasto zabetonuje, to nie będą miały co jeść – i po pszczołach. Po drugie, ul stawiamy w nasłonecznionym miejscu, ale nie takim, gdzie pszczoły całą energię zmarnują na chłodzenie swojego domu, np. dachy z papą odpadają. Miejsce nie może być też zacienione ani wilgotne, bo wtedy przyplątują się choroby. I nie może być za ruchliwe, bo pszczoły lubią spokój, w końcu to dzikie owady.
 
 
 

Potrzebne są jakieś pozwolenia?

Nie. Ale trzeba znać przepisy, np. w Warszawie ule muszą stać minimum 10 metrów od granicy działki. W innych miastach może być inaczej. Wiadomo, trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie ustawiać pasieki tuż obok tarasu, na którym opalają się sąsiedzi. I koniecznie trzeba zgłosić ją do weterynarza.

Czy taki ul wymaga dużo uwagi?

W sezonie odwiedzamy pszczoły raz w tygodniu, zimą rzadziej. Potrzebny jest też warsztat ze sprzętem do odwirowywania miodu, miejscem do czyszczenia części ula, przygotowania pokarmu na zimę, leków…

Słyszałam, że pszczoły w waszych pasiekach są łagodne i „dobrze wytresowane”. Naprawdę się je tresuje?!

Trzeba o nie troskliwie dbać. Sekret polega na tym, że matka musi być łagodna, a wtedy reszta pszczół będzie ją naśladować. Wiadomo – dzieci zawsze uczą się od matki. Te w naszych ulach zawsze pochodzą ze spokojnych rodzin. Polegam tu na moim ojcu, który mi pomaga. Od niego mam najlepsze matki. I mogę doglądać pasieki bez specjalnego kapelusza… Zresztą jeśli ule rozstawimy co 10 metrów, ryzyko użądlenia spada niemal do zera.

Słyszałam, że byłeś uczulony na pszczeli jad.

Tak, jedno użądlenie i puchłem jak bania. Ale odczuliłem się w ciągu czterech lat. 

W jaki sposób? 

Ignorując to, że puchnę. Serio. Cierpiałem i ignorowałem, aż wreszcie przeszło. Dziś puchnę już tylko troszeczkę, pod okiem. I mogę zajmować się ulami bez specjalnej odzieży ochronnej. Wkładam ją tylko wtedy, gdy pszczoły są w złym humorze – wieczorem albo kiedy zbiera się na burzę. Wtedy nie chojrakuję. Zauważyłem też, że one nie lubią intensywnych zapachów, więc lepiej nie iść do nich wyperfumowanym. Aha, i farbowanych na intensywną czerwień włosów. Lecą do nich i się wściekają. 

Gdybym chciała założyć pasiekę na dachu mojego bloku, mam dzwonić do was?

Tak byłoby najprościej, bo zajmujemy się wszystkim od A do Z, czyli przywieziemy ule z pszczołami, będziemy o nie dbać, zbierzemy miód. Ale pszczelarstwo miejskie to kosztowne hobby i o wiele trudniejsze od wiejskiego, więc zgłaszają się do nas głównie firmy i instytucje. Jeśli ktoś chce mieć jeden czy dwa ule – lepiej dwa – na własny użytek, radzimy postawić je na działce pod miastem. Wiele miodu z niej nie będzie, ale dla jednej rodziny w sam raz.
 
 
Rozmawiała Weronika Kowalkowska
Zdjęcia: Sebastian Durbacz, Pszczelarium
Kontakt:
Agnieszka Skórska i Kamil Baj
pszczelarium.pl
 
Zobacz także: Biznes na wsi: Jak założyć pasiekę i sprzedawać własny miód?

Zobacz również