bobry powódź

Powódź i bobry. O roli tych niezwykłych zwierząt w ochronie przyrody

Zwierzęta w naturze

W czasie niedawnej dramatycznej powodzi bobry zostały oskarżone o potęgowanie jej skutków. Czy słusznie? Pytamy o to Andrzeja Czecha, popularyzatora wiedzy przyrodniczej, który w swoim bieszczadzkim gospodarstwie dba o siedliska tych zwierząt. 

reklama
bóbr odgryzający drzewo

Weranda Country: Czy bobrów jest w Polsce za dużo? 

Za mało. Gdyby było ich znacznie więcej, powódź byłaby mniejsza. Im więcej jest bowiem bobrów, zwłaszcza na małych ciekach, tym większe są zdolności retencyjne zbiorników, które później odprowadzają wodę do większych rzek. Czyli rośnie naturalna retencja, rozumiana jako zatrzymywanie wody tam, gdzie ona jest potrzebna, a po drugie dzięki m.in. działalności bobrów woda spływa wolniej. Oczywiście to nie tak, że bobry uratują świat, ale przy ogromnych opadach, z jakimi mamy ostatnio do czynienia, każdy centymetr fali powodziowej jest istotny, bo ta wysokość się sumuje i przechodzi w metry, a nawet dziesiątki metrów.

Jak konkretnie bobry wpływają na poprawę naturalnej retencji? 

Dzieje się to w różnych wymiarach. Na przykład przy wysokiej zdolności gruntu do okresowego gromadzenia wody w dużej mierze pozostaje ona tam, gdzie spadł deszcz, zasilając przy tym wody gruntowe. Jeśli zaś mimo to spływa do innych obszarów, to ze znacznie mniejszą intensywnością. Krótko mówiąc, naturalne zapory na ciekach, za które odpowiadają m.in. bobry, pomagają rozpraszać energię wody przy ulewnych deszczach.

Zobacz też: Bóbr europejski – utalentowany architekt przyrody. Jak wygląda, gdzie występuje, co je?

A jednak te zwierzęta zostały uznane za szkodniki… One naprawdę rozkopują wały przeciwpowodziowe? 

Nie. To przekonanie wzięło się z niefortunnej wypowiedzi premiera, opartej na tym, co ludzie obserwowali w trakcie powodzi. Gdy woda wzbierała, domostwa bobrów także zostały zalane, w związku z czym zwierzęta próbowały znaleźć najwyżej położone miejsca w okolicy, by przeczekać ciężką także dla nich sytuację. One po prostu chroniły się na wałach, trochę może grzebiąc w ziemi, ale w żadnym wypadku nie niszczyły wałów. Nie ma też możliwości, by mieszkały tam wcześniej. Bóbr tworzy siedliska tylko w miejscach, gdzie grobla ma bezpośredni kontakt z wodą. Czyli albo na brzegach rzeki, albo na groblach zbudowanych wcześniej przez człowieka, na przykład na stawie. Wały przeciwpowodziowe z zasady są oddalone od rzeki. Nie mogły być narażone na destruktywne działania bobrów, bo tych tam po prostu wcześniej nie było. Ta wypowiedź może miała na celu znalezienie kozła ofiarnego.

W tym przypadku raczej bobra ofiarnego. 

No tak, larum podniosło się potężne, a pewnie chodziło o to, żeby pokazać, że błyskawicznie możemy coś zrobić, by przeciwdziałać powodziom. Na szczęście premier szybko się z tych słów wycofał.

jak się myje bóbr
fot. shutterstock

Jaki jest teraz odbiór tego przekazu? Jeszcze niedawno ludzie cieszyli się, gdy trafiali na ślady bytowania tych zwierząt. Nie tylko w lasach, także w parkach miejskich. To się teraz może zmienić?

 Jeszcze w latach 90. każde pojawienie się bobra witano z entuzjazmem. Później, gdzieś na początku lat dwutysięcznych, zaczęło się to zmieniać, gdy dostrzeżono, że bóbr kopie nory, buduje tamy, ścina drzewa, podbiera plony rolnikom. Wtedy przez media przelała się pierwsza fala niechęci, często zresztą podsycana przez myśliwych, którym zależało na przywróceniu polowań na bobry. Z kolei po pandemii, gdy zamknięci przez dłuższy czas w czterech ścianach ludzie docenili lasy, po których można spacerować, nastąpiło odbicie w drugą stronę. Z moich obserwacji wynika, że obecnie bardzo wzrasta świadomość ekologiczna. Coraz lepiej sprzedają się programy i książki okołoprzyrodnicze. Głównie wśród ludzi, którzy mieszkają w miastach i traktują tematy przyrodnicze w kategoriach rekreacji. Z drugiej strony jest frakcja, której bobry przeszkadzają, i tu sprawy się komplikują, bo część rolników czerpie korzyści z dopłat unijnych. Wtedy każdy kawałek gruntu, który nie jest utrzymywany w tzw. dobrej kulturze rolnej, przynosi straty finansowe. Na szczęście są też rolnicy świadomi tego, że zatrzymywanie wody tam, gdzie ona spada, jest niezwykle cenne. Ci światli ludzie wiedzą, że bóbr jest ich sprzymierzeńcem.

Można jednak myśleć i tak: jeśli bobry powodują powstawanie rozlewisk, to te naturalne zbiorniki przy większym deszczu mogą się rozlać i zatopić okoliczne miejsca. 

To tak nie działa. Czynne rozlewisko bobrowe ma stosunkowo stały poziom wody. Jeśli nawet przychodzą nawalne opady, może się trochę podnieść, ale szybko zaczyna wsiąkać w grunt blisko cieku i wręcz przybór będzie mniejszy. Ponadto woda, która wpłynie do tych rozlewisk, wytraci tam swoją energię. W tej sytuacji błędem było to, co stosowano przez kilkadziesiąt minionych lat, gdy prostowano cieki i próbowano pozbyć się wody z danego obszaru jak najszybciej. To bardzo delikatny i skomplikowany temat. Jeśli pozbędziemy się szybko wody z jakiegoś terenu, przybierze ona gdzieś niżej i tam dopiero narobi potężnych szkód. Mamy przykład Kotliny Kłodzkiej. Na takie sprawy trzeba spojrzeć dużo szerzej.

Pojawiła się sugestia, że obwinianie bobrów za powódź sprzyja myśliwym. Dlaczego miałoby im zależeć na strzelaniu do tych zwierząt? Czy są one aż tak atrakcyjnym trofeum? 

Chodzi o pieniądze. Dla większości myśliwych bóbr nie jest atrakcyjny. Wynika to m.in. z trudności strzału i braku możliwości wykorzystania ciała upolowanego zwierzęcia. Faktycznie nie nadaje się na trofeum do powieszenia na ścianie. Jednak przy wspomnianej niesławnej wypowiedzi premiera mógł zadziałać mechanizm, z którym mieliśmy do czynienia wcześniej w przypadku dzików rzekomo roznoszących chorobę ASF, czyli afrykański pomór świń. Wtedy państwo wydało przez dwa lata ok. 600 mln zł na opłaty dla myśliwych za strzelanie do dzików, po czym okazało się, że decyzja ta nie była oparta na naukowych przesłankach. Tylko myśliwi byli zadowoleni, bo kasowali po kilkaset złotych za ustrzelonego dzika. Podejrzewam, że dla bobrów szykowano podobny scenariusz.

Czy same bobry ucierpiały w powodzi? 

Wiele się utopiło, bo nie unoszą się na wodzie jak patyki. Jeśli ich stanowiska zostaną zalane, po prostu się tam uduszą. Te zaś, które spłynęły w dół, mogły zostać zabite przez inne drapieżniki. Ale pamiętajmy, że w przyrodzie jest to naturalne zjawisko. I wierzę, mimo całej sympatii dla tych zwierząt, że sobie poradzą w równie naturalny sposób.

Ile ich jest w Polsce? 

Są rozpowszechnione w całym kraju. Cyfra jest nieznana, ale też niewiele znacząca. Trzeba się za to przyglądać, gdzie konkretnie są najbardziej potrzebne. Właśnie na małych ciekach, od których rozpoczynają się powodzie i gdzie należy zatrzymywać wodę.

Zobacz też: Piękne polskie zwierzęta - gdzie możesz spotkać łosia, a gdzie wilka, czy bobra?

A w Pana bieszczadzkim gospodarstwie? 

Odkąd pojawiły się tu blisko 20 lat temu, powstało kilka dużych zatamień i kaskad, gdzie w najlepszym okresie żyły sobie 2-3 rodziny bobrze, czyli w sumie jakieś kilkanaście osobników. To wszystko dobrze funkcjonowało do czasu, aż przyszły wilki i je zjadły. Po kilku latach przybyły inne bobry, które zaczęły zagospodarowywać teren od nowa. Teraz jest jedna rodzina, która się rozrasta i ma już pod swoją pieczą siedem rozlewisk, spowodowanych przez tamy spowalniające bieg potoku.

Zachęca je Pan do zasiedlenia terenu? 

Nieszczególnie. Wydzieliłem dla nich duży obszar, na którym nie prowadzę działalności gospodarczej. Zachętą może być to, że czasem dostarczam im jedzenie w postaci tzw. żywokołów. Wczesną wiosną wtykam w ziemię fragmenty gałęzi wierzbowych nieopodal potoku, gdzie wcześniej poprzedni właściciele zdegradowali teren przez wykaszanie do samego brzegu albo same bobry już wszystko zjadły. Sadząc w ten sposób wierzby, przyspieszam renaturalizację tych miejsc. W sumie utworzyłem kilkaset metrów takich stref buforowych. Kiedy już bobry w to wejdą, nie będzie sensu jakoś dodatkowo ułatwiać im życia.

bóbr na rękach
Nasz rozmówca Andrzej Czech z bobrem na rękach

Czyli nie obawia się Pan zalania posiadłości z powodu działalności bobrów?

Nie, bo odsunąłem się wystarczająco daleko od tego miejsca.

A czy wraz z bobrami pojawiły się w Pana gospodarstwie inne ciekawe gatunki zwierząt?

Nawet nie tyle się pojawiły, co… eksplodowały. W pewnym momencie nie wiedziałem, co się tutaj wyrabia, bo zauważyłem gatunki dawno niewidziane na tym terytorium. Kilka lat temu, spacerując po terenie zajmowanym przez bobry, usłyszałem dźwięki przypominające strojenie starego radia lampowego. Wręcz pomyślałem, że ktoś tam majstruje przy radiu i robi mi psikusa. A to były czajki. Ptaki, które w tej części Bieszczad nigdy nie występowały. Później pojawiły się bekasy, też raczej kojarzone z terenami nisko położonymi, np. biebrzańskimi. Od sprowadzenia się bobrów pierwszy raz zobaczyłem czaple białe, a nawet bardzo rzadkie czaple purpurowe. Nie mówiąc już o masie dzięciołów, które przylatują do drzew w naturalny sposób obumarłych z powodu podniesienia się wód gruntowych, kaczek, które lubią się tam gnieździć, zimorodków… Bóbr jest gatunkiem, który inicjuje wiele procesów naturalnych, witanych przez inne gatunki z kolosalnym entuzjazmem.

Stąd tytuł Pana książki „Król bóbr”? 

Tak, bo bóbr jest królem małych potoków i siedlisk. Powoduje powstawanie minikrólestw, w których wszyscy… może nie poddani, ale mieszkańcy, mają się lepiej niż w sytuacji, gdy tego króla nie ma.

Czyli dobry król... 

Oczywiście, choć z pewnością celem jego działalności nie jest roztaczanie opieki nad innymi gatunkami. Robi to we własnym interesie, a czynienie dobra wychodzi mu przy okazji. Można powiedzieć, że jest zarówno królem, jak i konserwatorem swoich królestw, bo codziennie pracowicie nadzoruje i uszczelnia tamy. Osobiście dba o to, by wszystko w jego siedlisku działało.

 

okładka książki król bóbr

Czego się dowiemy z tej książki? 

Opowiadam o środowisku naturalnym bobrów. Dlaczego robią to, co robią, po co budują tamy, jak wygląda ich codzienność i co my, ludzie, możemy z tego mieć. Sporo uwagi poświęcam ich wpływowi na gospodarkę i temu, jak sobie pozytywnie radzić z ich niepożądaną czasem obecnością.

Można wpaść do Pana na farmę na audiencję u króla bobra? 

Można zarezerwować wycieczkę po stawach bobrowych. Noclegów nie oferuję, ale w okolicy jest wystarczająco dużo gospodarstw agroturystycznych i hoteli, by taką eskapadę sobie zaplanować.

Zobacz też: Najlepsze miejsca do obserwacji dzikich zwierząt w Polsce

Rozmowa: Redakcja
Zdjęcia: Shutterstock, materiały prasowe wydawnictwa libra.pl; archiwum andrzeja czecha

Zobacz również