W tamtym roku jeszcze zima nie zwinęła się na dobre, a mój pies po spacerze w parku przyniósł do domu sześć kleszczy. – Mrozów nie było, to dlatego – powiedział weterynarz.
Dobrze, że w porę je zauważyłam, bo pies naszych sąsiadów jesienią cudem wyszedł z babeszjozy. A skoro kleszcze są na miejskich skwerach, to na pewno spotkamy je też w lasach. Istnieją środki zabezpieczające psy przed kleszczami, no a co za tym idzie, minimalizują ryzyko groźnych chorób: babeszjozy i boreliozy. Oczywiście nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że środek zadziała tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Dlatego obejrzyjmy swojego psa po każdym spacerze, a gdy zobaczymy kleszcza, usuńmy go. Najpóźniej 24 godziny po wbiciu w skórę. Ale nie smarujmy go masłem czy alkoholem. To mity. Trzeba go złapać, najlepiej specjalną pęsetą, tuż przy skórze psa i kręcić delikatnie w lewą stronę. A jeśli nie mamy tyle odwagi, pojedźmy szybko do weterynarza. Jeszcze szybciej, jeśli zauważymy, że pies jest smutniejszy niż zazwyczaj, ma problemy z oddychaniem, blade dziąsła, mętny mocz, nie ma apetytu i wymiotuje.
Tekst: Renata Barańska