Zwierzę to członek rodziny, najprawdziwszy przyjaciel. To radość, ciepło, oddanie. To najpiękniejsza, bezwarunkowa miłość – dużo więcej daje, niż bierze. Ale nasza miłość to również obowiązek. Jak powiedziała Róża do Małego Księcia: „Na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.
Katarzyna Pielak: Kiedy myśli Pani zwierzak, to…
Beata Sadowska: To myślę: bezwarunkowa miłość, frajda, radość i najlepszy telewizor świata. Najlepszy przyjaciel w dzieciństwie. I najwdzięczniejsze oczy.
Jest Pani właścicielką Rhodesiana ridgebacka o imieniu Momo, ale jest również kotka Mia. Jaka jest Mia?
Mia jest odważna, choć to znajda, którą rozwścieczone jamniki zagoniły w róg siatki i chciały zjeść. Jest pogodna, radosna i trenuje le parcour, czyli skoki przez przeszkody i po ścianach. Kocha Moma i pierwsze kroki po przebudzeniu kieruje właśnie do niego. Musi być buziak na dzień dobry.
Jak kotka znalazła się u Pani?
Zadzwoniła do mnie Marzena Rogalska: „Sadziu, musisz wziąć kotkę, bo ona umrze” – tak w skrócie brzmiał komunikat. No to wzięłam. Kotkę znalazła przyjaciółka Marzeny. Uratowała zwierzakowi życie. Koci katar wykończyłby Mię w ciągu kilku dni. Na szczęście nie miał szans.
Czy kotka zarządza domem i tym dużym psem, czy przywódcą stada jest Momo?
Mia chciałaby porządzić, ale Momo stawia jej granice. Pozwala jej pić ze swojej miski i spać na swoim posłaniu. Ale kiedy Mia przystawia się do jego ukochanego makaronu (Momo kocha spaghetti, Mia już też!), pies wysyła ostrzegawczy sygnał. Podobnie jest, gdy kotka zbyt frywolnie bawi się jego ogonem…
Dobrze jest być właścicielem kota i psa?
No pewnie! Ich wspólne zabawy to najlepszy film akcji. Poza tym mają siebie, kiedy mnie ani narzeczonego nie ma w domu.
Czy zwierzęta czekają stęsknione na Panią, powracającą wieczorami z pracy?
Czekają. I Momo, i Mia siedzą pod drzwiami. Pies macha ogonem do nieprzytomności, Mia wydaje z siebie radosne „miauuuuu!”.
Co wspólnego ma Pani ze swoim kotem?
Jeśli chodzi o głaskanie, to chyba niewiele, bo mnie można głaskać bez końca, a Mia przychodzi po pieszczoty tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę. A jeśli chodzi o cechy wspólne…? Pogodny charakter, bo też widzę świat w różowych barwach. Upór i chęć postawienia na swoim – nie zliczę, ile razy znoszę ją ze stołu i ile razy Mia na niego wraca. No i skośne kocie oczy – to jeszcze mamy wspólne.
Jest Pani osobą szalenie ambitną i bardzo pracowitą, wyjeżdża Pa ni za granicę, ostatnio był Rajd Dakar, biega, bierze udział w maratonach, wspina się, ćwiczy jogę, jeździ na nartach, pływa, gra w tenisa. Kiedy znajduje Pani czas dla swoich zwierzaków? Rekompensuje im Pani w jakiś sposób swoją nieobecność?
Jak jestem – to na sto procent. Poza tym nie znikam na cały dzień. Często pracuję w domu, wychodzę tylko na program. Zwierzaki jeżdżą ze mną na wakacje, Momo przygotowuje się ze mną do maratonu. Razem biegamy po dwadzieścia kilometrów. Chciałabym, żeby każdy zwierzak spędzał tyle czasu ze swoim państwem! Kiedyś Mia pojechała ze mną, z moją mamą i Momem nad morze. Mieliśmy cudowny, drewniany domek w lesie. Mia buszowała po ogrodzonym terenie, ale zawsze wieczorem wracała przez okno. Któregoś wieczoru… cisza. Kota nie ma. Na dworze ciemno. Dawno zapadł zmrok. „Momo, szukaj Mijki!” – powiedziałam i pies ruszył z nosem przy ziemi. W lesie było kompletnie ciemno, więc wróciłam po latarkę. Momo zaczął biec, ale po chwili zatrzymał się przy siatce i piszczał. Po drugiej stronie zobaczyłam trzęsącą się z zimna małą, szarą kulkę. Musiała się czegoś przestraszyć, przeskoczyła przez siatkę, pobiegła przed siebie i wpadła do rzeki. Była kompletnie mokra, przemarznięta. Nie miała siły wrócić. Momo uratował jej życie. Ja na pewno nie znalazłabym jej w nocy w lesie. Tamtą noc Mia spędziła w swoim kojcu pod kaloryferem. Od tamtego czasu uwielbia swoje posłanie.
Dlaczego ludzie decydują się na trzymanie zwierząt w domu?
Bo zwierzę to członek rodziny, najprawdziwszy przyjaciel. To radość, ciepło, oddanie. Dużo więcej da je, niż od nas bierze. Bo to najpiękniejsza miłość. Bezwarunkowa. Ale też obowiązek i o tym nie wolno zapominać. Jak powiedziała Róża do Małego Księcia: „Na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.
Sporo jest teraz akcji zachęcających do wspierania schronisk i opiekowania się bezdomnymi zwierzętami. Czy włącza się Pani w takie akcje?
Włączam się całym sercem. Choćby jedno uratowane schroniskowe życie, to już sukces. Jeden dom dla zwierzaka z przytuliska, to dla niego los na loterii. Wygrany!
Razem z Rafałem Królikowskim poprowadziła Pani w Pałacu w Wilanowie aukcję na rzecz Fundacji Niechciane i Zapomniane „Wielcy Małym”. Czy do takich działań długo trzeba Panią namawiać?
W ogóle nie trzeba. Jeśli tak można spożytkować popularność, to czysta przyjemność. Zrobić coś z sensem, coś, co ma wymierny efekt. Karma i pieniądze dla schronisk. Serce rośnie!
Co jest przyczyną tak dużej bezdomności zwierząt w Polsce?
Brak odpowiedzialności. Brak serca. Słabo egzekwowalne przepisy. Brak sterylizacji. Często głupota. Zwykła. Ludzka.
Skąd u Pani pasja i miłość do zwierząt?
Zawsze mieliśmy z bratem zwierzaki: chomiki, szczura, japońskie myszki, rybki, psy. To się wynosi z domu. Nie wyobrażam sobie życia bez czterech łap u boku.
Co jest najważniejsze w życiu?
Żyć prawdziwie. I uczciwie. Móc uśmiechać się do siebie w lustrze. Starać się być lepszym człowiekiem. Bardziej świadomym. Bardziej uważnym.
Dziękuję za rozmowę.
Z Beatą Sadowską, dziennikarką i prezenterką telewizyjną, rozmawia Katarzyna Pielak KOCIE SPRAWY
Zdjęcia: Robert Baka www.robertbaka.com
Artykuł z magazynu KOCIE SPRAWY nr 3/2012