Ochrona praw zwierząt w Polsce – rozmowa z Karoliną Kuszlewicz
Jak ustawa o ochronie praw zwierząt ma się do życia?
W mojej ocenie nijak. W wielu miejscach jest całkiem niezła, ale zawiera tyle wyjątków, że w efekcie zwierzęta w większości przypadków są traktowane jak rzeczy. Chronimy je chętnie, ale kiedy dotyczy to naszych towarzyszy – psów, kotów. Mówimy wtedy o więzi z człowiekiem, nawet zapadają wyroki dotyczące jej naruszenia. Inaczej jest w przypadku zwierząt hodowanych w konkretnym celu, np. futerkowych. One sątraktowane jako środek do celu – narzędzie do pozyskania produktu, a ich ochrona schodzi na odległy, prawie nieistniejący plan.
Tymczasem świadomy człowiek nie powinien zapominać, że każde zwierzę jest istotą żywą, która odczuwa ból, cierpienie, strach, stres i ma swoje potrzeby. Choćby taki lis na fermie – całe swoje życie spędza w klatce, a przecież potrzebuje ruchu, przestrzeni, kontaktu z potomstwem.
Ostatnio całkowity zakaz hodowli zwierząt na futra wprowadzili Czesi.
Taka fala idzie przez Europę. W Austrii funkcjonuje on od lat. W Wielkiej Brytanii, która przoduje, jeśli chodzi o kwestie ochrony zwierząt, także obowiązuje. Wiem, że Norwegia ustanowiła plan odchodzenia od ferm futerkowych, a Niemcy majątak wyśrubowane standardy, że siłą rzeczy one przestaną tam istnieć.
U nas wprowadzono zakaz sprzedaży zwierząt domowych na targach czy giełdach oraz psów i kotów poza miejscem ich chowu i hodowli. Żeby ominąć ten zakaz sprzedający w ogłoszeniach nie podają ceny, lecz mówią o oddaniu zwierzęcia w zamian za zwrot kosztów za jego odchowanie.
W Polsce wciąż możliwy jest handel zwierzętami, jak każdym innym towarem. Są legalne hodowle rasowych psów czy kotów, są sklepy zoologiczne ‒ możemy tam pójść i kupić zwierzaka jak worek ziemniaków. Nigdy nie wiadomo, co sięz nim stanie, do kogo trafi, jak będzie traktowany. Nikt tego nie kontroluje. Dodatkowo zdarza się, że warunki w samych sklepach są niehumanitarne.
Proszę też zwrócić uwagę na język, który – co zawsze podkreślam jako rzeczniczka – ma znaczenie w egzekwowaniu prawa. W przypadku zwierząt hodowlanych: krów, świńczy karpi, nie mówimy o poszczególnych zwierzętach, lecz o tonach. W ten sposób sprowadzamy je do produktu. Naczelny Sąd Administracyjny w jednym ze swoich orzeczeń stwierdził, że pożytkiem z umowy dzierżawy rzeczy jest m.in. przychówek zwierząt. Niestety takie rzeczowe rozumienie towarzyszy zwierzętom w większości stosunków cywilno-prawnych.
Jak to zmienić?
Ustawa o ochronie zwierząt i wynikająca z niej zasada humanitarnego traktowania powinna być absolutnym parasolem nad wszystkimi innymi aktami prawnymi, które ich dotyczą. Najlepiej, gdyby kwestia ta została wpisana do Konstytucji. Na świecie są już takie przypadki, na przykład konstytucja Słowenii, która wskazuje na obowiązek ochrony zwierząt przed okrutnym traktowaniem.
Po drugie należałoby wprowadzić zasadę ograniczającą eksploatowanie zwierząt. Powinna być ona dość ogólnie sformułowana, tak by kolejne gałęzie przemysłu wykorzystującego zwierzęta podlegały systematycznej weryfikacji. Dziś pozwalamy na zbyt szeroką eksploatację zwierząt, nawet jeśli jest ona zupełnie zbędna dla człowieka. Tak jest choćby w przypadku cyrków, używających zwierząt do swojej działalności. Tygrys, który skacze przez kolorowe obręcze, słoń robiący „sztuczki”, niedźwiedź tańczący przy muzyce w rytm oklasków publiczności – takie praktyki są jednoznacznie krzywdzące wobec zwierząt, bo oparte na całkowitym odebraniu zwierzętom ich prawa do życia w zgodzie z naturą. Spędzają swoje życie na cyrkowej arenie i podróżach w cyrkowych wozach i klatkach. Ta pseudorozrywka nie powinna mieć miejsca w XXI w., a jednak nadal jest legalna.
Lobby związane z przedmiotowym traktowaniem zwierząt jest w naszym kraju dośćsilne. Widać to było chociażby po reakcji myśliwych na zakaz zabierania dzieci na polowania.
Do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął nawet wniosek posłów Kukiz’15, w którym zaskarżyli tę dobrą dla zwierząt nowelizację oraz zakaz szkolenia psów myśliwskich i łowczych na dzikich zwierzętach. Żywych. To absolutnie okrutna praktyka. Na pewno wprowadzenie zmian, o jakie walczę, nie będzie łatwe, ale uważam, że z prawami zwierząt jest dziśt ak, jak kiedyś ze zniesieniem niewolnictwa, prawami kobiet czy innych grup słabszych. Wiem, że swoją pracą wszystkiego nie zmienię. Ale też nie jestem jedyną osobą, która walczy o los zwierząt. Zrobię tyle, ile będę mogła, a potem przekażę pałeczkę innym.
Dlaczego to jest takie ważne?
Dzisiaj stoimy przed wyborem, w jakim świecie – chodzi mi o przyrodę i różnorodność biologiczną – będziemy żyć. Powinniśmy chronić zwierzęta również dla siebie samych. Poza tym z badań wynika, że przemoc wobec zwierząt i ludzi idzie w parze. Musimy wychowywać kolejne pokolenia, które będą rozumiały, że zarówno człowiek, jak i zwierzęta, sączęścią tego samego ekosystemu, i że im więcej jest w nim okrucieństwa, tym więcej jest zła wokół nas.
Ale wiedzieć o tym powinni też policjanci oraz urzędnicy, którzy muszą znać ustawę o ochronie zwierząt i pomagać tym, którzy się do nich zgłaszają. Jako społeczeństwo coraz częściej reagujemy na przemoc i te reakcje muszą spotykać się z należytym potraktowaniem przez organy ścigania oraz urzędy.
Czy dostrzega Pani zmianę podejścia do zwierząt na polskiej wsi? W końcu coraz więcej mieszczuchów opuszcza miasta, by żyćna łonie natury?
Ta zmiana następuje, ale jest bardzo powolna. W mieście często pies jest kanapowym pupilem, na wsi – pełni funkcję stróżującą. Normą niestety jest nadal ten przykuty do łańcucha i to jest porażające. Zmieniać będzie się sytuacja zwierząt gospodarskich z uwagi na to, że w modzie i w cenie jest rolnictwo ekologiczne a często – choć nie zawsze – w parze z tą zdrową żywnością idzie lepsza jakość życia tych zwierząt.
Szukam jakiejś pozytywnej puenty naszej rozmowy. Czy sądy zmieniają swoją wrażliwość na zwierzęta?
Historia karpi jest tego świetnym przykładem. To było dla mnie duże wyzwanie, bo oprócz głębokiego przekonania, że mam rację, nie miałam nic. Zaczynałam ją 8 lat temu, jako młoda prawniczka z niewielkim doświadczeniem, moim klientem była mała fundacja, a sprawę prowadziłam pro bono. Prawie nikt z mojego otoczenia nie wierzył, że ta dziwna dla adwokata, taka mało prestiżowa sprawa, jest do wygrania. I długo przegrywaliśmy. Dopiero Sąd Najwyższy wydał wyrok, w którym stwierdził, że każde zwierzę, również ryba, zasługuje na humanitarne traktowanie. Potwierdził, że mieliśmy słuszność, upominając się o tych najmniejszych, którzy nie mają głosu. Skoro ochroną udało się nam objąć karpie, to wierzę, że uda sięto też ze wszystkimi innymi zwierzętami.