Rzeka Orzyc światowy dzień wody

Takie piękne rzeki jak Orzyc, mamy w Polsce. Warto o tym pamiętać nie tylko w Światowy Dzień Wody

Krajobraz

Maciej Jóźwiak, dentysta z Warszawy, hobbystycznie fotografuje przyrodę, a jego zdjęcia zdobyły już wiele nagród. Zjeździł kawał świata i zrozumiał, że w Etiopii czy na Borneo jest tylko częścią wielkiego przemysłu turystycznego. Za to nad mazowiecką rzeką Orzyc, każdego dnia czuje się odkrywcą. Robi jej zdjęcia od kilkunastu lat. Fotografuje też inne rzeki Mazowsza. Te zdjęcia was zachwycą. Zobaczcie, jakie skarby mamy pod nosem.

reklama
Rzeka Orzyc zachód słońca
O zmierzchu mgły podnoszą się na nad rzeką i łąkami.
Rzeka Orzyc meandry
Rzeka Orzyc ma wiele meandrów i urokliwych zakoli. Maciej Jóżwiak uwielbia fotografować ją o każdej porze dnia i roku.

Pamięta pan moment, gdy zakochał się w Orzycu?

To był poranek, 10 lat temu. Jadę robić zdjęcia, staję na moście, a rzeka dymi jak gejzery Yellowstone. Człowiek z miasta nie przywykł do takich widoków. Czasem nad Orzycem różnice temperatur są tak olbrzymie, że mgła nad wodą nie stoi – ona się unosi, rusza, kotłuje. Zrobiłem pierwsze zdjęcie i wiedziałem, że mam temat na kolejne paręnaście lat.

Jak pan trafił w tamte okolice?

Jestem warszawiakiem, w tym mieście urodzonym i wychowanym, ale moja żona pochodzi z Makowa Mazowieckiego. Przez 10 lat jeździłem do teściowej i powolutku poznawałem te tereny. Na początku Orzyc wcale nie był oczywisty. Z Makowa Mazowieckiego blisko jest także na Mazury. Pomogła pasja fotograficzna, którą dawno temu zaraził mnie ojciec. Mazury, wbrew pozorom, są mniej wdzięcznym tematem zdjęć od wąskiej, meandrującej rzeki. Na krótkich odcinkach można się tu ustawić tak, żeby złapać odpowiedni układ słońca podczas wschodu czy zachodu, odbicia w wodzie. I zrobić najlepsze zdjęcia.

Kto by pomyślał, że mamy na Mazowszu taki skarb...

Samochodem tylko półtorej–dwie godziny od Warszawy. Orzyc zaczyna się na bagnach pod Mławą, najciekawszy odcinek jest od miejscowości Chorzele, za Przasnyszem. Są tam Góry Dębowe, nazywane mazowieckimi Bieszczadami, przepiękny dziki las z mnóstwem zwierząt: wilków, łosi.
Orzyc robi pętlę wokół tych gór i zaczyna płynąć na południe, aż do ujścia do Narwi. To dzika rzeka, która co roku wylewa, jak Biebrza. Dzięki temu nie udaje się zabudować jej brzegów. Jest nieprzewidywalna – nie ma stałego poziomu wody, po paru dniach większych opadów potrafi się bardzo podnieść.

Rzeka Orzyc wiosenne rozlewiska
Wiosną Orzyc malowniczo wylewa.

Z czasem kupił pan w okolicy dom.

Wstając wcześnie rano i wydeptując kolejne kilometry, bardzo się z tą rzeką zaprzyjaźniłem. Po 10 latach wycieczek stwierdziłem też, że życie w mieście jest za szybkie. Teraz na każdy weekend, w lecie czy zimie, jedziemy z żoną do domku nad Orzycem. W mieście trzyma mnie tylko praca. Od poniedziałku do piątku, do godziny 17, jestem dentystą. Ale potem zamykam gabinet i o 22 otwieram bramę do innego świata. Rowery, biegówki, kajak, spacery, zupełnie inne powietrze, slow life i oczywiście zdjęcia.

Fotografowanie wyznacza rytm dnia?

Bywa, że idą fajne burzowe chmury, więc przerywam obiad, chwytam aparat i biegnę. A wstaję zawsze godzinę przed wschodem słońca, w lecie o 3. Sprawdzam na mapach pogodowych, co się szykuje i gdy tylko na niebie pojawi się pierwsze światło, wiem, gdzie najlepiej iść robić zdjęcia. Najfajniejsze są mgły, ale jeśli wieje, wiadomo, że ich nie będzie. Wtedy nastawiam się na zwierzaki. Po pierwsze ptaki. Na działce mam mikroczatownię, taki mały namiot, a wokół dużo ptasich budek. Zamykam się tam i podglądam. W naturze śledzę czarne bociany, sowy, bieliki, które tam żyją, orliki krzykliwe i grubodziobe oraz kulika wielkiego nad pobliską Omulwią, którego jest tylko 200 par w Polsce. Fotografuję też wydry, bobry, łosie, dziki, a ostatnio borsuki.

Rzeka Orzyc bóbr
Bóbr sprawdza stan tamy na Orzycu. Maciej Jóżwiak bardzo lubi fotografować zwierzęta i spędza długie godziny zamaskowany, czekając na najlepsze kadry.

Jak pan je podchodzi?

Potrzebna jest cierpliwość. Trzeba usiąść w lesie na bobrowisku i poczekać ze trzy godziny. Zanim zobaczy się bobra, widać falę, którą robi, wypływając z żeremi. Tworzą ją podwodne uderzenia kielni, bobrzego ogona i po nich można zlokalizować, gdzie zwierzę się wynurzy. I już kieruję aparat w tamtą stronę. Na borsuki też trzeba poczekać, stojąc tak, żeby nas nie zwęszyły, bo ich nosy są bardzo czułe. Sprawę utrudnia, że zawsze mają wiele wyjść z nory i człowiek nigdy nie wie, czy ustawi się przy właściwym. Za to wydrom najlepiej robić zdjęcia zimą, bo wtedy łapią coś w rzece i wyskakują na lód, żeby łup zjeść. Na szczęście wydra ma w zwyczaju, że gdy coś upoluje i trochę zje, znów skacze do wody. Stoję więc, kiedy pałaszuje, a gdy nurkuje, robię tyle kroków, ile się da w jej kierunku. Każde zwierzę ma swój charakter – jeden łoś zapozuje z bliska, a inny nie da się podejść. Czasem zwyczajnie zadziała szczęście. Kiedyś udało mi się uchwycić trzy startujące żurawie w idealnym ułożeniu, za co dostałem nawet nagrodę w międzynarodowym konkursie dla fotografujących lekarzy.

Rzeka Orzyc nurogęsi
Mama nurogęś z młodymi.

Nie nudzi się panu ten Orzyc?

Objeżdżając świat – Etiopię, Borneo – stwierdziłem, że w tych krajach jestem tylko konsumentem. To wielki przemysł turystyczny – na safari jedzie busik za busikiem, do ośrodka badającego żółwie płynie łódka za łódką. Pewnie, że warto to zobaczyć, ale po pewnym czasie człowiek widzi, że nawet kontakt z miejscowymi ludźmi jest reżyserowany. Wie pani, że moi znajomi, którzy pojechali do Etiopii parę lat po mnie, odwiedzili te same plemiona i mają na zdjęciach dokładnie te same twarze, które wcześniej ja uwieczniłem. A nad Orzycem jestem odkrywcą. Dla mieszkańców ten krajobraz jest czymś naturalnym. Dla mnie, przybysza z zewnątrz, jest wyjątkowy. No i przede mną mało kto się nim interesował. Ciągle znajduję tu coś zaskakującego. To się stało wręcz uzależnieniem – tydzień bez dobrej fotografii Orzyca jest stracony. Wrzucam je potem na mój profil na Facebooku „Kocham Orzyc”.

 

Rzeka Orzyc mgły

Zdjęcia tej rzeki przyniosły panu nagrody w konkursach, m.in. województwa mazowieckiego, a Urząd Marszałkowski kupił je do promocji Mazowsza. To chyba spora satysfakcja?

No pewnie! Przez te dziesięć lat w fotografii przeszedłem pewną drogę. Moje zdjęcia są coraz bardziej przemyślane, robię ich mniej niż kiedyś, ale bardziej świadomie. Coraz większą uwagę zwracam, by nie zakłócać życia moich modeli, nie płoszyć ich. Ale nie tylko o to chodzi. Obserwacja zwierząt to po prostu wielka frajda i możliwość wyciszenia.
Przez trzy godziny człowiek trwa w skupieniu, wyczulone ma wszystkie zmysły, umysł wchodzi w naturalny rytm. I to jest oczyszczenie psychiki, możliwość spojrzenia w głąb siebie – doświadczenie medytacyjne.

Z Maciejem Jóźwiakiem rozmawia Agnieszka Wójcińska ZDJĘCIA: MACIEJ JÓŹWIAK

Facebook fotografa: @Kraina O

Rzeka Orzyc latem
Latem nad Orzycem kwitnie mnóstwo polnych kwiatów.