Folwark wśród łąk! Wiejskie wnętrza i lokalne przysmaki robią tak samo duże wrażenie
PensjonatyPod rosyjską granicą Anna i Wojciech mieszkają od zarania. Jego dziadkowie przyjechali tu spod Lwowa, jej z Lubelskiego. Oni urodzili się już w pobliskim Węgorzewie.
Ekologiczne gospodarstwo agroturystyczne – marzenie Wojtka
Kiedy Wojtek skończył 18 lat, rodzice przepisali mu gospodarstwo i kilkanaście hektarów ziemi. Pewnie byłby zwykłym rolnikiem, gdyby nie szkolne praktyki w Niemczech. To tam zachwycił się ekologią i zamarzył, aby niektóre rozwiązania przenieść do siebie.
Było to w czasach, kiedy wszyscy pukali się w głowę na takie fanaberie, jak przydomowa ekooczyszczalnia albo stosowanie gnojówki zamiast chemii.
Anna mieszkała dwie wioski dalej i doskonale rozumiała Wojtka. Wzięli ślub i zakasali rękawy. Postanowili wynajmować pokoje letnikom. Najpierw wyszykowali jeden pokój na poddaszu, potem drugi, wreszcie przebudowali oborę.
– Dzięki gościom oczy nam się otworzyły na świat – opowiada Anna. – A to ktoś pomógł stronę zrobić, a to z Wojtkiem wybudował piec do pieczenia chleba, podpowiedział, jak korzystać z funduszy unijnych – dopowiada.
Pomagają im też zakochani w wiejskich klimatach synowie. Jakub po AGH w Krakowie i Szymon, student Politechniki Warszawskiej.
Wiejski dom, który pokochali goście
Letnikom zawsze się u nich podobało. Dookoła są lasy i łąki, za domem Wojtek wykopał dwa stawy, a najbliższy sąsiad mieszka 400 metrów dalej. Wspaniale też gotują.
– Ważne jest to, co jemy. Większość rzeczy mamy swoich. Owoce, warzywa, jajka. Mąż zbiera różne zielska na sałaty, robimy wędliny długodojrzewające, nawet mielemy zboża na chleb czy makarony – wylicza Anna.
Kapustę od bielinka sypią popiołem, a ziemniaki sadzą po prostu wcześniej, aby nie zdążyła ich zjeść stonka. Nawóz mają swój. – Wojtek o permakulturze to mógłby wykłady prowadzić – chwali żona.
Jedynie ryby muszą kupować albo w zaprzyjaźnionej wędzarni, albo w sklepie w Ogonkach. Oczywiście wpuścił narybek do stawu, ale wszystko zjadły czaple i wydry.
– Wojtek, chcesz owce? – zapytał pewnego razu zaprzyjaźniony profesor z Niemiec. Wojtek przytaknął i po dwóch tygodniach przyjechało do Cichych Wód 20 sztuk skudde. To stara rasa, przed wojną hodowana w całym regionie.
Poza tym są krowy rasy limuse, klaczka Blanka i od dwóch do czterech kotów. – Kiedyś wpadł sąsiad i zapytał: „Co mój kot u was robi?”. Odpowiedzieliśmy: „Wydawało nam się, że to nasz” – śmieją się.
Wojtek potrafi zrobić wszystko. Jeśli trzeba coś wykuć, idzie i rozpala kuźnię, które odziedziczył po ojcu. Kiedy goście przyjeżdżają z dziećmi, wycina drewniane miecze albo pokazuje, jak upiec chleb. Teraz jest zajęty robieniem spa. Wielkie otwarcie już w czerwcu!
Kontakt do właścicieli: cichewody.pl
Więcej zdjęć obejrzysz w galerii.
Tekst: Beata Woźniak, Stylizacja: Agnieszka Wrodarczyk/ Happy Place, Zdjęcia: Michał Skoprupski
Spróbuj pysznych przepisów Gospodarzy:
Sałatka z jajkiem poszetowym
Pierogi z borówkami
Tarta z truskawkami i czekoladą