Dom ma ponad sto lat, nic dziwnego, że czasem coś w nim skrzypi. Gdy w nocy zaczynają trzeszczeć schody, gospodarze żartują, że to pewnie babcia Janina wpadła, żeby sprawdzić, czy wszystko u nich w porządku.
Stuletni dom w Sudetach: lipa, wino i czarny kruk
Nad głową właśnie przeleciał nam kruk. Nie pierwszy i nie ostatni tego dnia. Mają w okolicy mnóstwo gniazd. Nie bez powodu wzgórze koło domu nazywa się Krucza Kopa. Helena pamięta je dobrze także z dzieciństwa. Ptaki mieszkają tu od zawsze. Ich pokrakiwanie i gaworzenie słychać przez okna. Dzięki nim miejsce ma tak niesamowity klimat, że choć willa była w fatalnym stanie, gospodarzom nawet do głowy nie przyszło, że mogliby na jej miejscu postawić nowy budynek. Wybrali remont.
Stara lipa pachnie słodko
Pod jej gęstą koroną stoi stół jak pod parasolem. Właśnie taki obrazek z dzieciństwa towarzyszył Helenie przez wiele lat. Ona nie musiała szukać swojego miejsca na ziemi. Zawsze je miała, choć był czas, że odjechała bardzo daleko. W tym domu się urodziła i mieszkała przez pierwszych siedem lat.
Podróż życia zaczęła wcześnie. Najpierw podstawówka z internatem, potem studia prawnicze we Wrocławiu, aplikacja sędziowska w Warszawie i wreszcie 40 lat w Brukseli, gdzie poznała męża Chrisa, bankiera. – Kocham Belgię – mówi Helena – ale nie mogłam zapomnieć o tym domu. On czekał na mnie, a ja na moment, w którym będę mogła do niego wrócić.
Podróż życia zaczęła wcześnie. Najpierw podstawówka z internatem, potem studia prawnicze we Wrocławiu, aplikacja sędziowska w Warszawie i wreszcie 40 lat w Brukseli, gdzie poznała męża Chrisa, bankiera. – Kocham Belgię – mówi Helena – ale nie mogłam zapomnieć o tym domu. On czekał na mnie, a ja na moment, w którym będę mogła do niego wrócić.
Kolekcjonerka sztuki wrażliwa na pię̨kno
– taka jest Helena. Dom urządzała sama, bez pośpiechu, rozważnie. Najwięcej pomysłów podpatrzyła w belgijskich domach swoich przyjaciół, przede wszystkim jak łączyć przedmioty, meble, dekoracje: kamienne podłogi z lnianymi tkaninami, lustra w metalowych ramach z drewnem balustrad, nowoczesne meble z osobliwymi bibelotami z najlepszych belgijskich i francuskich galerii oraz antykwariatów. Meble po przodkach. Lampy z pchlego targu przy rue Blaes – mekki zbieraczy staroci. Fajansowe wazy z Delft i wazony Toma Dixona świetnie „dogadują się” z piękną ceramiką Piera Fornasettiego. Wrażenie przypadkowoś́ci jest złudne, każda rzecz ma swoje miejsce. Niemal wszystkie meble przywieźli z Belgii.
– Polowałam na nie kilka lat. Zasada jest taka – zdradza Helena – że jak się coś podoba, to trzeba brać od razu, bo jutro może być za późno. Najbardziej dumna jest z pełnych ekspresji obrazó́w artystki polskiego pochodzenia, sygnującej prace jako Svetla Schuermans. – Kupiłam je, gdy likwidowano atelier w Brukseli – wspomina. – Wciąż zastanawiam się, co malarka by pomyślała, wiedząc, że jej prace wrócą do Polski. Mieszkała w Liège, a studiowała w paryskiej Académie de la Grande Chaumière. Jej obrazy wiszą w muzeum Guillaume’a Apollinaire’a w Stavelot w Belgii.
Drewiany dom zatopiony w zieleni
Chris w meblowanie się nie wtrącał, ale od razu zaczął sadzić i pielić. Ostatnio postanowili założyć winnicę – panuje tu mikroklimat, 800 krzaków ma jak u Pana Boga za piecem. – Trzeba o nie dbać, ale my nie lubimy się̨ nudzić. Już za rok zbiory! – cieszy się Chris. W wakacje przyjeżdżają dzieci z wnukami. Dorośli siedzą pod lipą, a młodych babcia zabiera do ogrodu. Przedstawia ich ropuchom, ślimakom i jaszczurkom. Może w przyszłości zapachy i obrazy z dzieciń́stwa sprawią, że tak jak ona wrócą w rodzinne strony?
Tekst, organizacja sesji i stylizacja: Michał Gulajski/ wnetrzamichala.pl
Zdjęcia: Marcin Grabowiecki
Tekst, organizacja sesji i stylizacja: Michał Gulajski/ wnetrzamichala.pl
Zdjęcia: Marcin Grabowiecki