Beskid Żywiecki: cudna chata malarki urządzona w stylu wiejskim
Domy w PolsceIle mam w domu świątków? Bardzo dobre pytanie – zastanawia się Kinga Chromy, malarka i córka rzeźbiarza Bronisława Chromego, autora smoka wawelskiego w Krakowie.
I zaczyna wyliczać: polichromowany Jezus, który stał wysoko na okienku w pracowni taty i którego bałyśmy się z siostrą jako dziewczynki, kilka figur i wizerunków świętego Antoniego – wyjątkowo go lubię i nigdy mnie nie zawiódł, dwa anioły, z których jeden to dawna skarbonka kościelna. Do tego jeszcze Maryjki. A zaczęło się wszystko od figurki świętej Kingi ze spalonego kościoła, którą dostałam na chrzest – wisiała w moim pokoju i też budziła lęk, bo była osmalona na czarno.
Świątki i dom urządzony antykami
– Z dzieciństwa, a może z genów, mam też miłość do lasu, który szumi mi za oknem – opowiada Kinga. – Wychowałam się w Krakowie, ale na wiejskim osiedlu Wola Justowska, gdzie kury chodziły za płotem. Wakacje spędzaliśmy w leśniczówce wuja na Mazurach, a dziadkowie żyli na wsi, w Leńczach koło Lanckorony. W końcu i ja tam zbudowałam dom i parę lat temu przeniosłam się na stałe.
Siedlisko urządziła antykami, ale… – Dom był nowy i ściany nie chciały wyglądać na stare – mówi. – Odwiedzałam koleżanki w ich chatach w Lanckoronie i zazdrościłam tego klimatu.
W końcu zdecydowałam – szukam innego domu, starego. Zadanie okazało się trudne: albo chata była ładna, a miejsce brzydkie, albo na odwrót. W końcu na olx zauważyła ogłoszenie o sprzedaży wiejskiej chałupy w Zawoi pod Babią Górą. Pojechały ją oglądać z córką Kają i koleżanką w pewien deszczowy majowy dzień w zeszłym roku. – Zimno i mgła, nic nie było wokół widać – opowiada właścicielka. – Ale serce zabiło mocniej. Nawet się nie targowałam.
Wymarzony dom na wsi
Okazało się, że dom jest pięknie położony, na górze, w lesie, prawie pod granicą słowacką, ale z czasem wyszły na jaw jego niedostatki. Gdy robotnicy zdjęli warstwy lakieru w kolorze średniego orzecha, zobaczyli, że niektóre ściany i belki sufitowe są spróchniałe. Do tego Kinga nie miała szczęścia do ekip, dopiero trzecia okazała się rzetelna – polecił ją pan Andrzej, który mieszka obok. – Sąsiedzi to kolejny wielki plus mojego nowego domu – mówi Kinga.
– Przyjęli mnie naprawdę wspaniale i z wielką życzliwością. Starsze panie zza płotu są dla mnie jak ciocie, inna sąsiadka, pani Janka, na powitanie przyniosła mi czerwone góralskie korale, które chronią przed urokami. Poczułam się od razu częścią zaułka, który nazywa się Sitarka – chyba od sitowia, które rośnie nad strumieniem i wygląda jak na Mazurach.
Kto wie, może pomogły korale, a może góralskie kwiaty życia – stary symbol broniący od złego – jakimi przyozdobiła piec. W każdym razie, mimo przeciwności, wprowadziła się po niespełna roku. Do pustego domu, którego stare wypiaskowane podłogi przykrywała folia. Miały zostać polakierowane, ale pandemia przeszkodziła robotnikom, a Kindze tak się spodobały, że zostały surowe. Meble znalazła na Allegro – trafiła na firmę, która czyści antyki z politury i lakieru. Dokładnie
o takich marzyła.
Teraz na wykończenie czeka jeszcze poddasze. Kinga zrobi tam sypialnię, a w dotychczasowej, na parterze
– pracownię i galerię swoich obrazów. Oraz warsztatownię, gdzie będzie uczyć innych, jak malować, robić naturalne mydła i piec tradycyjne pierniczki. Sama wyrzeźbiła foremki do ich odciskania.
Więcej zdjęć obejrzysz w galerii.
TEKST: Agnieszka Wójcińska ZDJĘCIA: Michał Mrowiec STYLIZACJA: ANNA SALAK
Zobacz także:
Chatka z innej bajki – śląski szachulec z kobaltowymi okiennicami