
Łagodność i prostota w rustykalnej chacie na Dolnym śląsku
Domy w PolsceRenata mieszkała w Londynie, Nowym Jorku, Los Angeles, ale to stary dom w Świeradowie skradł jej serce. Wianki, które wiesza na drzwiach, to symbol krętej drogi, jaka ją tu przywiodła.
Na drzwiach domu Renaty zawsze wisi wianek. A to z dzikiej róży, to znów z orzechów, ostrokrzewu, suszonych traw i czegokolwiek, co wpadnie w ręce w okolicy. – Uwielbiam je pleść – mówi Renia – bo każdy jest inny, a ja lubię „inne” rzeczy. Taki jest także jej dom i taka była droga, która ją do niego zawiodła. „Nietuzinkowo” – bo tak go nazwała – nie wzięło się znikąd.

Podróż do domu za głosem serca
Wychowała się w Charbielinie, niedaleko Nysy, skończyła turystykę, 20 lat mieszkała w Opolu i pracowała w biurach podróży, ale ciągnęło ją w świat. Pojechała więc do Anglii uczyć się języka.
Gdy wróciła, kolega pokazał jej zdjęcia z Nowego Jorku i serce znów zaczęło wołać i domagać się podróży – poleciała za ocean. Do domu wracała z mocnym postanowieniem, że trochę dłużej zabawi w Polsce, lecz… los chciał inaczej.Tym razem poniosło ją aż do Kalifornii. Była nianią u zamożnej rodziny i sporo podróżowała, gdy tylko nadarzyła się okazja. Zwiedziła prawie całe Stany, od Alaski po Hawaje, i najsłynniejsze parki narodowe. Przy okazji natrafiła na przyszły zawód: coaching, czyli pomaganie innym w realizacji własnych marzeń. Gdy z dyplomem przez Anglię wracała do Polski, mało kto tutaj o takiej specjalizacji słyszał. Tymczasem w jej głowie już kiełkował następny pomysł: na niespieszne życie w małej, lecz ciekawej miejscowości, blisko gór. I pensjonat, w którym oprócz przyjmowania gości, organizowałaby warsztaty inspirujące do zmiany.


Drewniany dom obok słupa
– Szukałam na Dolnym Śląsku, bo sporo tu opuszczonych chat – opowiada Renia. – Trochę z sentymentu przyjechałam do Świeradowa-Zdroju. Mama chodziła tu do szkoły tkackiej. Zagadnęłam w kawiarni pana, który szykował kawę, czy nie słyszał o czymś na sprzedaż. – Owszem – odpowiedział. Gdy weszłam do starego domu, wzruszyłam się. Był inny, i murowany, i drewniany. Dlatego nazwałam go potem „Nietuzinkowo”. Właścicielka mówiła, że jest przysłupowy, a ja nie miałam pojęcia, co to znaczy. Myślałam, że chodzi o słup obok – śmieje się. – Okazało się, że wpisuje się w tradycje tego, znanego z tkactwa, regionu. 200 lat temu mieszkali tu tkacze, a specjalna konstrukcja podpór tłumiła drgania pracującego krosna. Od razu mnie chwycił za serce i byłam pewna, że znalazłam moje miejsce, a sprawy zakupu potoczyły się szybko.

Klan opiekuńczy wspiera i inspiruje
Do domu podeszłam jak do coachingowych klientów i postanowiłam wydobyć, co najlepsze – mówi właścicielka. – Zeskrobać wiele warstw olejnej farby z sufitów i framug, pozdejmować ze ścian i podłóg panele i siding, pod którymi kryło się stare, piękne drewno. A potem urządzić się prosto i w klimacie łagodności – opowiada Renata. Trzeba było też wymienić elektrykę i kanalizację, zrobić ogrzewanie i oczyszczalnię. – Nie wiem, czy to wszystko udałoby się bez wsparcia bliskich mi osób. To mój klan opiekuńczy. Kuzynka Monika pomogła zadbać o piękne okna, a druga – Kasia – podarowała stare koronkowe firanki, uszyła poduszeczki i namalowała napis. Z mężem pomagali też w wielu pracach. Mój przyjaciel Jacek wraz ze mną malował elewację. Sąsiadka Gosia to pomocna dłoń, na którą zawsze mogę liczyć. Koleżanka Agnieszka i moja rodzina pożyczyli pieniądze na dokończenie remontu, a Jola, która mieszka parę wsi dalej, przywiozła pościel dla gości i przekonała mnie, że już najwyższy czas to moje miejsce otworzyć. Regularnie wymieniamy się też sadzonkami i przepisami.

Nietuzinkowe przysmaki z twistem
Renata lubi częstować gości smakołykami. Oczywiście… nietuzinkowymi. Ciągle szuka inspiracji. – Przerabiam przepisy, coś wymyślam, bawię się nimi. Jak pierogi, to z niezwykłym nadzieniem – z serem, ziemniakami i miętą albo kaszą i wątróbką z tymiankiem. Często robimy je z goścmi w trakcie warsztatów z rozwoju. Jak zupa – to z gruszki i pietruszki albo kapuściana według pięciu przemian – cudownie rozgrzewa po zejściu z gór. W sałatkach nie może zabraknąć ziół i nasturcji własnej uprawy. Robię kombuchę, czyli fermentowaną herbatę. A na deser podaję ciasteczka szczęścia Świętej Hildegardy. Goście mówią, że czują się tu jak w domu. Większego komplementu nie mogłabym usłyszeć.
Zobacz więcej zdjęć siedliska Nietuzinkowo.
Kontakt do właścicielki: renatanicpon.com
Tekst: Agnieszka Wójcińska, Zdjęcia i stylizacja: Gutek zegier