Cegły, drewno i len. Przy remoncie tego starego wiejskiego domu pracowała cała rodzina
Domy w PolsceMonika i jej rodzeństwo mieli tu tylko posprzątać, a potem chatę sprzedać, ale kiedy zabrali się do roboty, odżyły wspomnienia i... zaczęli ratować, co się da. Każdą deskę, każdą kolorową szybkę, nawet sztachety w płocie.
Jak wspominam czasy dzieciństwa w tym domu? Niespecjalnie romantycznie – mówi Monika. – Wszędzie było daleko. Kawał drogi piechotą do szkoły w Dorohusku, do sklepu. Wtedy to była wada, teraz doceniamy, że mamy takie zacisze. Pradziadek i dziadek pracowali na kolei i wybudowali chatę blisko stacji. Gdy zmarli, tata postanowił, że całą rodziną wrócimy na ojcowiznę. Chodziłam wtedy do trzeciej klasy podstawówki. Jako nastolatkowie wyjechaliśmy z Magdą i Michałem, moim rodzeństwem, uczyć się w miastach. Najpierw do Chełma, potem były studia w Warszawie, Wrocławiu.
Rodzinne siedlisko, gdzie pachnie bez, jaśmin i maciejka
Po śmierci rodziców dom przez kilka lat stał pusty. Niedługo przed pandemią rodzeństwo uradziło, że go sprzeda. Trzeba tylko wszystko uporządkować, zanim zaczną szukać kupca. Umówili się, przyjechali, zaczęli sprzątać... Wtedy dom do nich przemówił. Świerki, które sadziła mama, tak wspaniale wyrosły... Przez kolorowe szybki w drzwiach na ganku tak magicznie przenikało światło... Monika zaczęła sobie przypominać, jak cudownie pachniały wiosną bzy i jaśmin, a latem maciejka. Jak świerszcze i żaby nie dawały nocą spać. Ogród strasznie zarósł, w ruch poszły kosy, grabie. A ona i brat niemal jednocześnie uznali, że jednak nie chcą oddawać ojcowizny w obce ręce. Rozjechali się wprawdzie po świecie, ale tu urządzą swoje miejsce na ziemi, gdzie będą się spotykać. Zwykłe sprzątanie przerodziło się więc w potężny remont. Trwał dwa lata, a siostra kibicowała im z Londynu.
Rustykalne detale w stylu vintage
– Pamiętam jak dziś, że Michał nagle postanowił sprawdzić, co dzieje się pod podłogą. Zdzieramy deski, a tam dramat, spróchniałe legary położone na gołej ziemi – opowiada Monika. – Trzeba było wymienić wszystko. Razem z mężem Arturem ruszyliśmy do tartaku Nadrzecze. Sami wybieraliśmy każdą sosnową deskę. Gdy wróciliśmy jakiś czas później po kolejne, właściciel, pan Jan, natychmiast nas rozpoznał. Pamiętał, że ratujemy starą chatę w Dorohusku.
Chociaż znajomi jej doradzali, żeby wymieniła okna, bo będzie im w domu hulał wiatr, uparła się, że zostają stare. – Zdarliśmy z nich miliony warstw farby. Nie pojechaliśmy na urlop, tylko całe wakacje i jesień opalaliśmy i drapaliśmy szpachelką ramy. Robota była podwójna, bo mamy też okna zimowe, które wkładało się w te letnie. Pan Adam, lokalna złota rączka, pomalował je, a my potem szlifierką wygładzaliśmy powierzchnie, żeby wyszły przecierki w stylu vintage. To samo z drzwiami, stołem w kuchni, taboretami.
Zobacz też: Jak urządzić wnętrze w stylu rustykalnym?
Renowacja starego domu: uratować, co się da
Uratowali też ganek z kolorowymi szybkami, dobudowali do niego taras, a cały dom wypiaskowali z zewnątrz, żeby spod warstw farby olejnej wydobyć stare, piękne deski. Odczyścili drzwi, klamki, nawet blachę na dachu. Dawniej nie było tu tyle przestrzeni, ale kiedy w czasie remontu postukali młotem w ściany, jedna z nich runęła – okazało się, że pod tynkiem jest tylko słoma, setki listewek i tysiące gwoździ. To na niej wisiały święte obrazy, dla których znaleźli nowe miejsce. Odsłonili też czerwoną cegłę – zaimpregnowali ją tylko, żeby się nie kruszyła.
Przy remoncie pracowała cała rodzina, razem z dziećmi. Syn Moniki, Filip, tu nauczył się, do czego służą młotek i obcęgi, a 5-letni Kubuś, syn Michała, chętnie woził plastikową taczką piasek na budowę. – Ten dom dodał mi skrzydeł – mówi Monika. – Studiowałam politologię, byłam maklerem, teraz pracuję w nieruchomościach, a tu nagle zajęłam się urządzaniem chaty. Kiedy syn wpadł na pomysł, żeby wrzucać zdjęcia na Instagram, ludzie zaczęli pisać. Gratulowali, że nie poszliśmy na łatwiznę, że postanowiliśmy tyle rzeczy ratować, a nie wymieniać.
Gdy się spotykają, siadają wszyscy przy stole, który też dostał nowe życie. Kiedyś stał obity ceratą w kącie, teraz Monika tylko przy wyjątkowych okazjach przykrywa go lnianym obrusem, bo szkoda jej zasłaniać piękny blat. – Z kuzynostwem zbiera się 12 osób. Myślimy o tym, żeby w przyszłości zapraszać tu gości. Czułam, że ten stary dom będzie łączył ludzi – uśmiecha się Monika.
ZDJĘCIA: YASSEN HRISTOV, STYLIZACJA: ANNA SALAK, TEKST: JOANNA HALENA