Poszukiwanie skarbu i tajnego przejścia... Kto o tym nie marzył? Są tacy szczęściarze, którzy odkrywają je we własnym domu.
Z tęsknoty za Prowansją
Gdy człowiek pół życia spędzi w Paryżu, przesiąknie też francuskimi tęsknotami. Na przykład za Prowansją. I kiedy już wróci do Polski, zaczyna się rozglądać za miejscem, gdzie może posiać lawendę, ustawić bielone meble i zbudować werandę. Jak się dobrze rozejrzy, to znajdzie. – Nawet na Mazowszu. Choć na początku marzyliśmy o cudownych Mazurach – mówi Krystyna, prawniczka o francuskich korzeniach. – Ale zakorkowana siódemka nas zniechęciła. Prywatną Prowansję chciałam mieć bliżej, żeby częściej zapraszać przyjaciół.
Miejsce z historią
Już nie pamięta, kto polecił im dawną plebanię we wsi Strzegowo, w połowie drogi między Płońskiem a Mławą. Prawdziwy unikat z ciekawą historią i ładnym widokiem na drewniany, XVII-wieczny kościół. Kiedyś jej gospodarzem był ksiądz Włodzimierz Grochowski. Patriota, przyjaciel Ignacego Mościckiego. Mieć salon, w którym jadał prezydent, i patrzeć na dęby, które – jak głosi legenda – sadził król Kazimierz Wielki, to było coś!
Tajemnice starej plebanii
W dodatku okazało się, że stara plebania ma tajemnicę. Mieszkańcy wsi opowiadali, jakoby z ziemianki pod nią prowadził do kościoła podziemny korytarz. W niełatwych dla Polski czasach dobra kryjówka była warta więcej niż walizka pieniędzy. – Specjalnym urządzeniem próbowaliśmy wykryć korytarz, ale bez skutku – mówi Krystyna, pokazując aż trzypokojowe podziemne lokum. – Ale nie poddajemy się i szukamy dalej. Trochę na poważnie, ale przede wszystkim dla zabawy.
Kiedy zaczęli remontować dom, nieźle się posypało. Wcale nie dlatego, że ściany były z lepiku, czyli mieszaniny trzciny i błota. Tak się kiedyś budowało, bo to całkiem dobra izolacja. Musieli zburzyć piony kominowe i wszystko przerobić. Z tego, co zastali w domu, Krystynę najbardziej ucieszył stary kuchenny piec. – Mam pewną słabość – uśmiecha się. – Jestem fanką rozpalania ognia. To całe misterium: przynoszę drewno, otwieram drzwiczki, patrzę w ogień. Potem dokładam kolejne szczapy. Grzeję plecy o ciepłe kafle. Wrażenia… niezastąpione! Zaskoczeniem był także żyrandol. Gdy trafił do renowacji, okazało się, że to oryginał z przełomu XVII i XVIII wieku. Być może był kiedyś ozdobą kościoła.
Ogród w stylu prowansalskim
Co do ogrodu, miał przypominać te na południu Francji. Oprócz lawendy jest w nim sporo krzewów, także bukszpanu. Patrząc przez okno, odnosimy wrażenie, że parę kroków dalej trafimy na lekkie wzniesienie całe fioletowe od lawendy…
Kiedy już zamieszkali na dobre, znaleźli pod kościołem wychudzonego szczeniaka. Był pół-dziki, wygłodzony. Powoli go oswajali, dostał imię Mały. Krystyna żartuje, że jest najdroższym kundelkiem w okolicy, bo leczą go z postępującej ślepoty i musieli zabezpieczyć wszystkie iglaki specjalnymi osłonkami, co było dość kosztowne. – Ale cóż to znaczy w porównaniu z miłością, jaką dostajemy! Gdy przyjeżdżają do Strzegowa, Mały przybiega, opiera łapy na jej ramieniu i zastyga w bezruchu. – Wita mnie na sposób zen, choć na co dzień ma ADHD – śmieje się Krystyna.
Tekst: Sonia Ross
Stylizacja: Dorota Karpińska
Zdjęcia: Aleksander Rutkowski
ZOBACZ TAKŻE: 14 kuchni, które sprawią, że zakochasz się w stylu prowansalskim