Dawniej były tu tylko stare zabudowania oraz waląca się stodoła. I mnóstwo drzew na skarpie. Kiedy kilkanaście lat temu Dariusz szukał siedliska w rodzinnych stronach, zauroczyła go właśnie ta skarpa. Stworzył tu nowoczesny dom w stylu rustykalnym.
Dom zatopiony w ogrodzie
Wokół siedliska w Nałęczowie pełno drzewek owocowych – jabłoni, wiśni, czereśni, śliw. Jest też piękny rozłożysty orzech. Pod nim można ustawić stół i podczas biesiady cieszyć się towarzystwem przyjaciół i rodziny. – Nie mogło oczywiście zabraknąć dzikiego wina, takiego, jakie kiedyś oplatało tutejsze werandy, ganki, daszki oraz ściany od północnej strony. Winorośl zatrzymywała wilgoć, a padający deszcz spływał po liściach, więc drewno na ścianach nie przesiąkało wodą – opowiada Dariusz.
Na rabatkach rosną wielkie kępy żółtych nawłoci i hortensji, a do tego krzaczki chmielu. Za to niewiele jest w okolicy drzew iglastych. Kiedyś panował na tych terenach przesąd, że nie należy ich sadzić w pobliżu domów, bo są nieprzyjazne. Podobno odstraszały dobry los. – Ogród pozostał naturalny, miejscami trochę dziki – przyznaje gospodarz.
Remont starego siedliska w Nałęczowie
Dom należał do dalekiej kuzynki. – Kupiłem go, ale ponieważ cały czas dużo pracowałem w Warszawie, remont musiał poczekać. Przyjeżdżałem tylko w weekendy. Spędzałem cały dzień w ogrodzie albo na skarpie – wspomina. A że okolice Nałęczowa są wyjątkowo piękne, zaczęli tłumnie odwiedzać go znajomi i przyjaciele. Każdy z gości miał mnóstwo pomysłów i rad, jak przebudować i urządzić siedlisko po nowemu. I tak zmotywowali gospodarza do tego, by wreszcie zaczął remont.
– Plan był taki, by pogodzić stare z nowym. Zachować coś z lokalnego stylu, ale stworzyć dom nowoczesny, w którym można wygodnie mieszkać – wyjaśnia. Nie udałoby się tego osiągnąć bez zdolnych rzemieślników z okolicy. Okiennice i stół z nogami toczonymi z drewna sosnowego to praca stolarza. Dzięki lokalnym cieślom odbudowano także zrujnowaną stodołę. Metalową konstrukcję oszklonych drzwi, które oddzielają kuchnię od salonu, zrobił kowal mieszkający nieopodal Nałęczowa.
Kuchenny piec zbudował z ręcznie wypalanych kafli niemal cudem odnaleziony zdun – pan Marczyński. Wiele lat temu postawił niejeden piec w okolicy. – Niewiele osób dzisiaj zna jeszcze ten fach, zwykle są to dość wiekowi ludzie. Mnie udało się takiego odszukać. Kiedy nie ma prądu, mogę napalić w tym piecu i ugotować kolację – mówi gospodarz. W salonie oraz przedpokoju ściany pokrywają kamienie. To wapień, który kiedyś wydobywano z tutejszego kamieniołomu. Zbudowano z niego mnóstwo nałęczowskich domów. Ich sufity często bywały betonowe, zupełnie jak u Dariusza w salonie.
Wnętrza w stylu rustykalnym
Urządzając siedlisko, gospodarz wziął też sobie do serca rady znanego na świecie projektanta wnętrz – Amerykanina Nate’a Berkusa, który lubi powtarzać: „Twój dom powinien opowiadać twoją historię”. Dlatego w Nałęczowie nie brakuje pamiątek przywiezionych z podróży, obrazów zdobytych na aukcjach i drobiazgów wyszperanych na pchlich targach w Paryżu i Warszawie. Do tego sporo rzeczy z Ikei, bo świetnie dopasowują się do każdego miejsca. Gospodarz stara się sam dbać o meble. – Zgłębiam tajniki woskowania. Dzięki niemu można uzyskać ciekawe efekty, zmatowić drewno albo spatynować – wyjaśnia. A skąd tyle suchych bukietów w całym domu? Berkus radzi, by dekoracji szukać w okolicy. Wystarczyło więc pójść do ogrodu, nazrywać nawłoci, hortensji, zasuszyć i gotowe.
Dziadkowie i rodzice Dariusza, którzy pochodzą spod Nałęczowa, od zawsze słynęli z gościnności. Mieli konie, które działały jak wabik na znajomych. Szkoda porzucić taką tradycję, dlatego zawsze dużo tu przyjezdnych. Wspólne gotowanie z gośćmi jest tutaj jak rytuał. – Świeże, lokalne produkty – to cała tajemnica kuchni tego domu. Do tego atmosfera rodem z południa Europy – wyjaśnia gospodarz.
Podobno w okolicy jest najlepszy klimat do leczenia chorób serca. Kto raz odwiedzi te strony, musi przyznać, że miejsce działa kojąco również na duszę. – Łatwo zaszyć się wśród zieleni, oddać błogiemu lenistwu i zapomnieć o codzienności. Ale w domu zawsze jest coś do zrobienia. A to trzeba oczyścić rynnę, a to zebrać czereśnie, zanim zabiorą się do tego ptaki. Jednak nawet przy rozlicznych obowiązkach czuję, że odpoczywam – mówi Dariusz. Wieczorami gotuje kolacje, otwiera wino i zaprasza gości pod orzech w ogrodzie. W końcu najwięcej radości dają w życiu proste przyjemności.
Tekst: Monika Kaszuba
Zdjęcia: Mariusz Purta
Stylizacja: Bożena Kocój