Familok jak nowy, czyli nowoczesne mieszkanie w Nikiszowcu
Domy w PolsceKto tu mieszka? Ania i Piotr, którzy przywracają do życia mieszkania w Nikiszowcu, a po godzinach robią meble – stolyznikiszowca.pl Ich lokal był kompletną ruiną. Gdy wydawało się, że temat remontu jest już zamknięty, usłyszeli, że można kupić mieszkanie nad nimi. Remont zajął im dodatkowe cztery miesiące. Trzeba było wykuć otwór na schody, które nagle wpadły do sypialni.
Katowice i Nikiszowiec
Piotr studiował w Katowicach, ale jeszcze dziesięć lat temu nie wiedział, co to Nikiszowiec. Dopiero Ania pokazała mu tę dzielnicę. – Od tamtej pory nie dawała nam spokoju. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później tu wrócimy – mówią.
Czerwone opaski wokół okien są znakiem rozpoznawczym familoków. Ponoć wzięły się stąd, że czerwona farba była najtańsza. Inna wersja mówi, że można ją było dostać za darmo w kopalni – Ania o Nikiszowcu mogłaby opowiadać godzinami. Fascynacją tą dzielnicą zaraził ją architekt Robert Konieczny. Gdy robiła w Krakowie podyplomówkę z architektury wnętrz, trafiła na konferencję z jego wykładem o Nikiszowcu. Choć skończyła AWF, a na co dzień pracuje w firmie farmaceutycznej, czuła, że musi się zająć urządzaniem domów. – Nie przypuszczałam tylko, że na taką skalę – mówi.
Piotr, prawnik, fan sportowych motocykli i miłośnik wakeboardu, tuż po studiach zajął się nieruchomościami. Kupuje w Nikiszowcu zrujnowane mieszkania (nie ma serca do współczesnych), by je remontować i sprzedawać. Na siebie wziął sprawy formalne i nadzór nad ekipami, ale to Ania jest „dyrektorem artystycznym”. – Bez niej bym sobie nie poradził. Nie miałem bladego pojęcia, na jakiej wysokości mają być kuchenne blaty czy jakiej szerokości zrobić szafki – wspomina.
Zobacz także: Jak urządzić mieszkanie w starej kamienicy?
Jak odremontować mieszkanie w Nikiszowcu
Pierwsze mieszkanie kupili dla siebie. – Siedem lat temu ta dzielnica nie była popularna. Bez trudu je znaleźliśmy. Było kompletną ruiną. Sypiący się tynk i okna zabite dechami nie pozostawiały żadnego wyboru – należało skuć i zerwać wszystko: zgniłą podłogę, krzywe ściany działowe, przestarzałe instalacje.
Trzeba było wydzielić i zbudować od podstaw łazienkę, bo wcześniej była tylko wspólna na korytarzu. Konieczne okazało się osuszanie i odgrzybianie.
Odkrywanie czerwonej cegły i restauracja komina
– Nikiszowiec ma odwieczny problem z wilgocią. Przed stu laty powstała tu osiedlowa pralnia, bo w domach obowiązywał zakaz suszenia – opowiada Piotr. – Pomogło dopiero wstawienie piecyka kozy. Własnoręcznie odkryli stuletnią cegłę na ścianach. Fugi celowo uzupełnili w sposób niedbały, pamiętając jednak o szczelnym wypełnieniu ubytków w samej cegle. – Za jedną ze ścian kryje się komin.
Chcieliśmy mieć pewność, że sadza nie będzie wydostawać się na zewnątrz – mówi Ania. – Pech chciał, że gdy wyjechaliśmy kiedyś na weekend, w Katowicach była potężna wichura. Po powrocie okazało się, że cała kanapa jest w sadzy.
Kredens po babci, czyli byfyj w Nikiszowcu
Najcięższe prace zlecili ekipie. Całą resztę, od kładzenia podłóg, przez malowanie ścian, po odrestaurowanie i konstrukcję mebli zrobili sami. Remont zajął im dobre pół roku, urządzenie się drugie tyle. – Ania wpadła na pomysł, by wykorzystać w kuchni kredens po babci, prawdziwy byfyj, który kurzył się w garażu. Wystarczyło go oczyścić i pomalować. Zamontowaliśmy w nim zlew oraz płytę grzewczą – wyjaśnia Piotr.
Teraz tradycyjny mebel stoi ramię w ramię z minimalistyczną zabudową. – Mieszkanie miało nawiązywać do atmosfery Nikiszowca, ale nie przypominać muzeum. Zresztą oboje lubimy eklektyzm – włącza się Ania. Postawili obok siebie stuletni kufer (po babci Piotra), fornirowany stół z komisu i krzesła z tworzywa. Fotele projektu Chierowskiego kupili od jednego z majstrów, a stolik kawowy Piotr skonstruował sam.
Dwupoziomowe mieszkanie połączone żeliwnymi schodami
Smykałkę do drewna ma po dziadku. Tak się do tego zapalił, że nawet wynajął sobie niedaleko małą halę, w której urządził pracownię. Wyspa kuchenna to też jego dzieło. Ściany udekorowała Ania, powiesiła na nich zdjęcia ze wspólnych wypraw do Azji, Afryki, Australii.
Gdy wydawało się, że temat remontu jest już zamknięty, usłyszeli, że można kupić mieszkanie nad nimi. Tylko czekali na taką okazję, bo 64 metry to trochę mało. Remont zajął im dodatkowe cztery miesiące. – Trzeba było wykuć otwór na schody, które nagle wpadły do naszej sypialni – wspomina Ania i dodaje: – Znów zamieszkaliśmy na placu budowy, ale niczego nie żałujemy. Jeśli kiedyś porzucimy Nikiszowiec, to tylko dla Australii, która bardzo nam się podoba.
Zobacz w galerii więcej zdjęć z odnowionego mieszkania w familoku zobacz w galerii
Tekst i stylizacja: Agnieszka Włodarczyk/Happy Place Zdjęcia: Michał Skorupski
Zobacz też:
Cegła i drewno we wnętrzach apartamentu na poddaszu
Jak połączyć we wnętrzu cegłę i drewno?