Dolnośląskie siedlisko urządzone w starej karczmie
Domy w PolsceUrian uwielbia opowiadać historie. Mówi o sobie, że jest storytellerem. Kiedyś robił to, wymyślając scenografię i kostiumy dla teatru, dziś opowieści snuje jego dom. Kryją się tu za każdą ścianą i przedmiotem. Właściciel zadbał, by w tym wielogłosie panowała równowaga, rzeczy nowe harmonijnie łączyły się z antykami, a te z Dolnego Śląska z przywiezionymi z Indii, Chin, Meksyku czy Senegalu.
O czym opowiada Urian? Przede wszystkim o tym, jak trafił do Polski, całkiem niespodziewanie dla siebie. Ćwierć wieku temu pracował jako projektant w holenderskiej firmie z dekoracjami dla domu. W poszukiwaniu inspiracji dla bożonarodzeniowych ozdób przyjechali do Złotoryi na Dolnym Śląsku, gdzie jest fabryka bombek.
Urian o naszym kraju nie wiedział nic, ale zachwycił się – serdecznymi ludźmi, dziką przyrodą, zielenią wokół i spokojem. – Wróciłem tu potem moim małym samochodzikiem z namiotem na wakacje i... to była miłość – mówi. – Więc kiedy parę lat później przemysł zaczął podchodzić pod holenderską wioskę, gdzie mieszkałem, stwierdziłem, że chyba czas się wyprowadzić z rodzinnego kraju. Padło na Polskę i, rzecz jasna, na Dolny Śląsk. Pomyślałem: tu znajdę spokój, którego potrzebuję do życia, i nie pomyliłem się.
Rustykalny dom w starej gospodzie z widokiem
Trafił na prawdziwy koniec świata, do Tarczyna – najmniejszej wioski w Karkonoszach, która uchodzi za perełkę regionu. Na jej skraju dawno temu była gospoda z widokiem na całą Dolinę Bobru, bo stała wysoko na zboczu. Gdy Urian kupił ją 20 lat temu wraz ze zrujnowaną stodołą, z karczmy zostały jedynie piwnica, fundamenty i niektóre kamienne ściany. W zasadzie więc wzniósł swój dom od zera. A budując go, połączył stary dół (dla wygody podnosząc ściany o metr) z nowoczesną konstrukcją piętra, którą zaprojektował belgijski architekt. Jej sufit i ściany powstały z desek odzyskanych ze starych chat i budynków gospodarczych.
Dziś taki recykling jest w modzie, wtedy Urian robił coś absolutnie nowatorskiego i niespotykanego. – Uwielbiam dawać drewnu, starym kamieniom czy metalowym elementom drugie życie – mówi. – Mają niepowtarzalną fakturę, klimat, jest w nich historia. Za to podłogi i drzwi lokalny stolarz zrobił z drzew, które właściciel sam wyhodował – jasnej, dobrze pasującej do nowej części brzozy na górze i tradycyjnego dębu na dole.
Z wielkich okien na piętrze roztacza się piękny widok na Karkonosze. Urian patrzy na nie, gdy się budzi i kiedy maluje. Na piętrze ma też bowiem pracownię. Jest człowiekiem wielu talentów – projektował nie tylko dekoracje do wnętrz, ale i ogrody. Wreszcie – swoje dolnośląskie siedlisko.
Stare meble i holenderskie tulipany
W wyremontowanej stodole stworzył mały pensjonat, dół karczmy też czasem wynajmuje gościom, ale wnętrza urządził jak dla siebie, dbając o każdy szczegół. Nie ma tu przypadkowych rzeczy. Są za to stare śląskie meble malowane w scenki rodzajowe i sprzęty, które latami przywoził z różnych zakątków świata.
Każdy przedmiot stoi w dokładnie przemyślanym miejscu, kolory i faktury
są tak dobrane, by tworzyły harmonię. Projektując, czerpał z natury, na którą jest wrażliwy od małego. Urian dorastał na farmie tulipanowej, już jako chłopiec sam hodował te kwiaty, a potem sprzedawał je na targu. – Kolory przyrody, zestawienia tonacji zawsze mnie inspirowały – tłumaczy. – Za to czerwone akcenty, których tu sporo, wzięły się z sentymentu. Przypominają mi o kraju i rodzinnym domu, bo tego koloru używano na starych farmach w Holandii.
Niektóre przedmioty to współczesna robota lokalnych rzemieślników albo… samego właściciela. Dębowe drzwi Urian własnoręcznie poszarzał, używając octu. Zaprojektował krzesła i stół do jadalni, których powierzchnię opalił palnikiem i zaolejował, dając im piękny czarny kolor.
Jego projektu jest także fotel do salonu z wyjątkowo twardego senegalskiego drewna. Za to niezwykły stół na werandę – z dwustuletnich desek sprowadzonych z Ukrainy i metalowych części odzyskanych ze statku – zrobił Nikolas, artysta z sąsiedztwa. Jego autorstwa jest też większość lamp, dmuchanych w dolnośląskich hutach szkła.
Choć minęło 20 lat, Urian wciąż coś w swojej karczmie zmienia i dodaje. I snuje kolejne opowieści. Zresztą w tym domu nawet imiona zwierząt opowiadają historie. Kot Sam został nazwany tak przez pewnego małego gościa, bo zawsze samotnie poluje i wędruje po okolicy. Oczy otrzymał swoją „ksywkę” od maski na kocim pyszczku, a pies Oluś dumnie przypomina swemu panu o królu Holandii
Wilhelmie-Aleksandrze.
Więcej zdjęć dolnośląskiego siedliska obejrzysz w galerii.
Kontakt do właściciela: facebook.com/Taras-Tarczyn
TEKST: Agnieszka Wójcińska
ZDJĘCIA I STYLIZACJA: Gutek Zegier
Zobacz także: Mazury: stara chata za wsią
Zobacz także: Dom w stylu shabby chic z nutą eklektyzmu