Beskid Niski: drewniany dom z miętowymi oknami i łemkowskim akcentem
Domy w PolsceRopki to dawna wieś łemkowska, opustoszała jak wiele innych po wojnie. Dziś ma nowych mieszkańców, głównie przybyszów z miasta, zakochanych w Beskidzie. Dominika chodziła od domu do domu i pytała o działki na sprzedaż. Bez skutku. Ale pewnego piątku zadzwonił do niej przyszły sąsiad, mówiąc, że jest ziemia.
Domy z drewna – w czym tkwi ich magia
Dominika pod powiekami ma takie wspomnienia: siedzi na progu chyży i patrzy na góry. Albo o czwartej rano dostaje pajdę chleba posmarowaną wiejskim masłem, bo zaraz ruszają na targ. Gdy była mała, jej niania, młoda dziewczyna z Florynki w Beskidzie, zabierała ją do rodzinnej wsi. Dominika wychowała się w centrum Krakowa, a dorosłe życie spędziła w metropoliach: rodzinnej, a także w Warszawie, we Francji i na Śląsku. Myślała o sobie: „miejska dziewczyna”.
Los uważał jednak inaczej, a Beskid Niski wyraźnie był jej pisany. – To miejsce niezwykłe. Tyle tu rzeczy do odkrycia – łemkowskie chyże i sady, cerkwie i zarośnięte cmentarze, krzyże i kapliczki przy drogach. Mimo tragicznej historii czuć pozytywną energię, a góry mają w sobie spokój i dobro – mówi Dominika. No i jest pięknie – łagodne stoki porastają bukowe lasy, jesienią zabarwione purpurą, pełno tu potoków i źródełek.
Wyprowadzka do drewnianego domu w górach
O wyprowadzce na wieś zaczęła myśleć ze względu na córkę Manuelę, zwaną Manią, dziś trzynastolatkę. Jak mama wychowana w mieście, od małego była trochę dziką dziewczynką: kocha konie i przyrodę, lubi samotność i ma duszę artystki, rzeźbi, maluje.
To od jej imienia Dominika nazwała swoje gospodarstwo Manichatki. Po drodze był też mężczyzna – uwielbiał góry i zabierał Dominikę na szlaki. Kilka lat temu, wędrując, doznała nagle olśnienia: kupię ziemię i wyprowadzimy się z Krakowa.
Poszukiwania własnego miejsca na ziemi
Wkrótce zabrała się do realizacji tego planu. Szukała najpierw pod Babią Górą, potem na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ponad rok, ale na nic odpowiedniego nie trafiła. – Odpuściłam, lecz tak się złożyło, że w wakacje trafiłyśmy z Manią w Beskid Niski, do Ropek – opowiada Dominika. – Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, bo do Florynki jest stąd kilkanaście kilometrów. A gdy weszłyśmy na Przełęcz Hutniańską, pomyślałam: „tu będę mieszkać”.
Ropki to dawna wieś łemkowska, opustoszała jak wiele innych po wojnie. Dziś ma nowych mieszkańców, głównie przybyszów z miasta, zakochanych w Beskidzie. Dominika chodziła od domu do domu i pytała o działki na sprzedaż. Bez skutku. Ale pewnego piątku zadzwonił do niej przyszły sąsiad, mówiąc, że jest ziemia. Choć lało jak z cebra, wsiadła w samochód, bo decyzję trzeba było podjąć do wtorku. – Działka miała widok na cztery strony świata i doskonale świetlało ją słońce. Zdecydowałam od razu: biorę tę łąkę, na której nic nie ma. Cztery lata później stoją tu trzy drewniane domy i pięknie rzeźbiony śmietnik (duma właścicielki), wszystkie z desek z innych rozebranych chyży, z czerwonymi dachówkami z odzysku.
Dom w 32-metrowej chatce
Ale lekko nie było, a właściwie pod górę, jak to w Beskidzie Niskim. Dominika sama wychowuje Manię. Dla majstrów z okolicy samotna kobieta to słaby partner do rozmowy. Szczęśliwie trafiła na pana Edka, z którym, choć z początku miał dystans, zaufali sobie. Pracuje dla niej do dziś.
Na początku wybudował malutką chatkę dla niej i córki – ma tylko 32 metry, ale jest przytulna i w zupełności im wystarcza. Szpary między deskami, jak w tradycyjnych okolicznych domach, uszczelnił słomą, więc dziś pięknie gwiżdże im w domu wiatr.
Kuchnia z cegieł z odzysku
Potem postawił chyżę dla gości i z cegieł z odzysku wymurował tam kuchnię na drewno. W tym roku w obejściu pojawił się kolejny dom. Wszystkie mają miętowe okiennice, to znak rozpoznawczy Manichatek.
Przez pierwsze trzy lata Dominika żyła na dwa domy: w tygodniu w Krakowie pracowała w korporacji IT, w piątek wsiadała w samochód i jechały na budowę. To był męczący czas. Któregoś razu miała poważny wypadek.
Skończyła z opaską na oku i na parę miesięcy była wyłączona z pracy. Za to wsiadała w autobus i doglądała prac. Sprawy ruszyły do przodu, a Manuela cały czas motywowała: „Przenieśmy się w końcu do Ropek”.
Tworzenie siedliska z agroturystyką
Ostatecznie zrobiły to tego lata, od września Mania poszła do lokalnej szkoły, a Dominika zajęła się prowadzeniem gospodarstwa i gośćmi, którzy przyjeżdżają do siedliska.
– To całkiem inne życie, trudniejsze niż w mieście, bo tu jest mnóstwo pracy, internet i telefon działają słabo, a wszędzie jest daleko. Jako miastowe musimy się uczyć życia od nowa – jak przynieść wodę ze studni, rozpalić pod kuchnią, żyć w rytmie pór roku.
Ale te wszystkie przejścia przy budowie pokazały jej, ile ma w sobie siły i pasji. Nawet zima jej niestraszna, choć ich domek ogrzewa tylko koza (zresztą pierwsze Boże Narodzenie w Ropkach spędzały w chacie jeszcze bez światła i kanalizacji – dały radę). A tworzenie takiej agroturystyki w Beskidzie Niskim to mnóstwo frajdy.
– Do tej pory byłyśmy nomadkami – mówi Dominika. – Teraz mam nadzieję, że wreszcie znalazłyśmy nasze miejsce na Ziemi.
Więcej zdjęć agroturystyki w starym drewnianym domu obejrzysz w galerii.
Kontakt do właścieli: manichatki.pl
Zobacz także: Drugie życie łemkowskiej chaty pełnej wspomnień
Tekst: Agnieszka Wójcińska, Zdjęcia: Michał Mrowiec, Stylizacja: Michał Gulajski/Wnętrza Michała