Nie dość, że jest pysznie to jeszcze eko! Kreatywna kuchnia zero waste w ekologicznym domu ze słomy
Domy w PolscePo jednej stronie staw z pałkami wodnymi, po drugiej – stare grusze i jabłonie. Nic dziwnego, że Ewa i Tomek dali się uwieść temu magicznemu miejscu.
Najważniejszy był sad. Rosło w nim kilkaset starych jabłoni i gruszy, niektóre prawie już niespotykanych odmian. – Na przykład kosztele, cudownie soczyste i bardzo aromatyczne. Kisimy je, smakują każdemu, kto ich spróbuje – zachwyca się Ewa. – Ten sad to był mój warunek, inaczej bym się nie przeprowadziła. Uwielbiam spędzać czas wśród starych owocowych drzew.
Nowe życie w starym siedlisku: miłość od pierwszego wejrzenia
Szukali więc z Tomkiem po całej Polsce gospodarstwa z wiekowymi jabłoniami. Pomysły mieli różne – może Zachodniopomorskie, może Dolny Śląsk. Aż ktoś znajomy podpowiedział im okolice Kazimierza Dolnego. Blisko rodzinnych stron – Tomek jest z Roztocza, a Ewa spod Sandomierza. Poza tym to idealne miejsce na agroturystykę, bo sporo ludzi tu przyjeżdża. A taki właśnie mieli pomysł na nowe życie.
– Długo w nas dojrzewał, aż któregoś dnia mój mąż, koło zamachowe różnych zmian, powiedział: Teraz albo nigdy, za parę lat nie będziemy mieć siły na takie rewolucje – wspomina Ewa. – Podsunięta przez znajomych lokalizacja okazała się świetnym pomysłem. Pierwsze ogłoszenie z OLX było w Rzeczycy, pojechaliśmy tam i… już dalej nie oglądaliśmy. Od razu się zakochaliśmy w tym miejscu. Był i sad, i mocno podupadłe siedlisko, i góra śmieci, bo dłuższy czas nikt w nim nie mieszkał, ale my już mieliśmy w głowie, co tu będzie w przyszłości. Do tego otaczał nas Kazimierski Park Krajobrazowy z wszechobecnymi wzgórzami i wąwozami, obok była dolina Potoku Witoszyńskiego. Tak jak sobie wymarzyliśmy.
Remont starej stodoły i nowe domy w technologii strawbale
– Wcieliliśmy więc w życie hasło „rzuć wszystko i zamieszkaj na wsi” – ciągnie Ewa. – Niby nie była to spektakularna ucieczka, bo po pierwsze, mieszkaliśmy na podwarszawskiej wsi, a po drugie nie wyzwoliliśmy się z okowów korporacji, bo oboje mieliśmy wolne zawody: Tomek jest muzykiem, a ja projektowałam wnętrza, ale zmiana była ogromna. Choćby dlatego, że z tysiącmetrowej działki przeskoczyliśmy na cztery hektary, z drzewami i ziemią uprawną pod opieką.
Wysprzątali teren i wyremontowali stary dom, w którym chcieli zamieszkać. Potem, zachowując charakter budynku, odnowili starą stodołę. Powstała przestrzeń wspólna dla gości z wielkim zadaszonym tarasem, stolikami i widokiem na staw kąpielowy. W końcu wybudowali też bungalowy z myślą o letnikach, w technologii „strawbale’’, czyli ze sprasowanych łodyg zbóż. – Od razu przypadła nam do gustu, bo jest ekologiczna, a to dla nas bardzo ważne – tłumaczy Ewa. – Konstrukcję z bali wypełnia się kostkami słomy, które są nieprzetworzone, więc dobre dla środowiska. Takie domy są tańsze w ogrzewaniu niż te z betonu – słoma świetnie izoluje.
Zero waste i drzwi z olx
- Urządzając wnętrza dla siebie i gości, staraliśmy się być zero waste. Zdecydowanie chętniej wykorzystujemy rzeczy używane, dając im drugie życie, niż kupujemy nowe. Na przykład stare okna skrzynkowe z domu Tomek przerobił na… lustra. Ja za to wymyśliłam, by domki dla gości miały drzwi z odzysku. Wyszukiwałam je w internecie, głównie na OLX, a gdy mąż jeździł po Polsce z koncertami, dostawał listę miejsc, z których ma je odebrać. Każde skrzydło jest inne. Przemalowałam je na rozmaite kolory, co dało świetny efekt.
Odnawiali meble odgrzebane w stercie śmieci na działce i wykorzystywali każdą znalezioną deskę. Ze starych ościeżnic i drzwi zbudowali bibliotekę na pokaźny księgozbiór, z którego także chętnie korzystają goście. Ale chyba największa duma właścicieli to bufet w części wspólnej – drewniane nogi i blat kupili jeszcze w czasach przed agroturystyką, brakowało jednak drzwiczek. Dorobili je z ocynkowanej blachy – kawałek nawet wyprosili od sąsiada z dachu, bo dziś już trudno taką kupić.
Twórcza energia także w kuchni
Chociaż Ewa i Tomek są tu nowi, bo mieszkają dopiero od trzech lat, spotkali się z bardzo ciepłym przyjęciem. Sąsiedzi podpowiadają im, jak uprawiać ziemię, pomagają sadzić i kopać ziemniaki. – Kupujemy też od nich produkty, z których gotujemy dla gości – mówi Ewa. – Lokalne i sezonowe, bo nasza kuchnia również jest slow i zero waste. Przede wszystkim roślinna, ale i mięso się zdarza. Z okolicznych gospodarstw mamy jajka, mleko, kozie i krowie sery, a jeden z sąsiadów, który uprawia zboże ekologicznie, zawsze, gdy jedzie do młyna, pyta, czy dla nas też zmielić mąkę. Pieczemy z niej własny chleb. Ze swoich i lokalnych warzyw robimy kiszonki. Kiedyś kisiliśmy tylko ogórki, dziś – całe mnóstwo warzyw i zieleniny: rzodkiewki, buraki, marchewkę, pomidory i pączki mlecza, które nieco przypominają kapary. Są świetnym dodatkiem do serów i sałatek. W tym roku pierwszy raz nastawiliśmy paprykę faszerowaną kapustą, jak robią to na Węgrzech czy na Bałkanach.
Cały czas eksperymentują, łącząc lokalne smaki z tymi z dalekich stron. – Często wychodzimy od tego, co mamy akurat w domu, i zastanawiamy się, jakie rzeczy można przyrządzić. Czasem jakiejś potrawy nauczą nas gotujący goście – mówi właścicielka. – A ja z każdym dniem odkrywam, ile mi to daje radości. W poprzednim życiu głównie Tomek pichcił, teraz w naszej kuchni króluję ja. Mąż śmieje się, że z wnętrz do garnków przeniosłam swoją potrzebę kreacji.
Więcej zdjęć obejrzysz w galerii.
Tekst: Agnieszka Wójcińska, stylizacja i zdjęcia: Gutek Zegier
Zobacz także: Dziki Dom inspirowany naturą