Żuławski dom z duszą w kominie, czyli drugie życie wiekowego siedliska
Domy w PolsceModrzewiowy dom Asi i Jacka zbudowali 200 lat temu mennonici. Remont pochłonął sporo czasu i energii, ale dzięki temu siedlisko otrzymało drugie życie. I jakie piękne!
Dojazd do siedliska Jacka i Asi może przyprawić o drżenie serca. Dom leży wśród bezkresu żuławskich pól i, jak to bywa w tej krainie, prowadzi do niego droga ułożona z płyt, zwanych tu „jumbami”, wzdłuż której rosną rosochate wierzby. Do Drewnicy, najbliższej wsi, mają ponad trzy kilometry, a do najbliższego sąsiada jakieś półtora.
Przed wojną ten przysiółek nosił nazwę Schonbaum, a ponieważ drewniany dom niebawem skończy 200 lat, nowi właściciele chcieli nawiązać nazwą do historii tego miejsca. Drugi człon nazwy to troszkę gra słów – Chmielove, czyli połączenie ich nazwiska z miłością. Tą wzajemną i tą do Żuław.
O czym opowiada stare siedlisko?
Gdy pierwszy raz go zobaczyli, połowa budynku chyliła się ku upadkowi: zapadała się podłoga, dach przeciekał, ganek był w rozsypce. – Nie szukaliśmy domu na wsi, nie szukaliśmy domu w odosobnieniu. Chcieliśmy kupić mały domek w Sopocie – wspomina Asia. – Ale urzekła mnie jego symetryczna sylwetka, naczółkowy dach, okienko nad gankiem. Zupełnie jak z dziecinnych rysunków.
Chwyciła za telefon, zadzwoniła pod podany w ogłoszeniu na Allegro numer i… usłyszała, że dom właściwie jest już sprzedany. Szukali więc dalej. Aż tu nagle, po pół roku, późnym wieczorem dzwoni telefon: „Dobry wieczór, czy nadal chcecie kupić ten dom?”. Chcieli. Nie wiedzieli, czy zamieszkają w nim na stałe, ale na pewno chcieli go uratować. Początkowo przyjeżdżali trochę jak na biwak. Tu kapało, tam wiało, tu coś odpadło, tam robiła się kolejna dziura. A oni słuchali, o czym dom im opowiada i czego od nich oczekuje.
Nowy początek drewnianego domu
Asia i Jacek wciąż bezskutecznie szukali domu w Sopocie, żuławski nabytek czekał na remont, a dzieciaki potrzebowały swojego miejsca (mają ich pięcioro – dzisiaj czwórka już wyfrunęła z gniazda). Zaczęli się zastanawiać – a gdyby zamieszkać na tych Żuławach? Przecież z Sopotu, gdzie mają firmę, do Drewnicy jedzie się tylko 40 minut. Udało się znaleźć fantastycznych fachowców, a oni, przyjeżdżając doglądać prac remontowych, czuli, że coraz bardziej nie chce im się wracać do miasta. Stwierdzili, że dom ich do siebie przekonał. Jakby chciał stać się najważniejszym członkiem rodziny.
– Nie bardzo wiedzieliśmy, od czego zacząć – opowiadają. – Od fundamentów, od dachu? Wybrali to, co nad głową. Zdjęli i oczyścili starą dachówkę, by położyć ją na odrestaurowanej więźbie.
Co dało się uratować, ratowali, resztę wiernie odtwarzali. Tylko z belkami konstrukcyjnymi był problem. Dlaczego? Po prostu dzisiaj nie ma już tak wielkich drzew. Musieli więc wymyślić coś bardziej współczesnego i trwałego – potężne stalowe szyny. Na szczęście dobrze pasują. Jacek mówi, że najważniejsze dla nich było zachowanie duszy tego domu i jego charakteru.
Dusza domu mieszka w kominie
– Nie chcieliśmy skansenu – mówią zgodnie. – Dostosowywaliśmy dom do naszych potrzeb, starając się jednocześnie zachować jego historyczny charakter i atmosferę. Nie było tu okien tarasowych, ale zdecydowaliśmy się na nie, by rozjaśnić wnętrze. Nowe okna zostały zrobione na wzór starej stolarki.
Remont na początku trochę ich przerażał. Wyceny przedstawiane przez kolejnych wykonawców mogły przyprawić o zawał. Myśleli, by robić etapami, ale dom nie przetrwałby kolejnej zimy. Przeznaczenie chyba miało własne plany, bo niemal cudem znajdowały się pieniądze na kolejne etapy prac. Asia zwróciła się do lokalnych firm z prośbą o pomoc w ratowaniu zabytku. I okazało się, że można, że zaczyna się dziać. Szukali na przykład tradycyjnych jutowych uszczelek, trafili na pewnego pana z Ukrainy, który stwierdził, że ma takie w dobrej cenie, ba, może je przywieźć. I takich ludzi spotkali wielu. Ekipa remontowa uwijała się jak w ukropie, by zdążyć przed zimą. Ogrzewanie zrobili podłogowe, żeby ciepło rozchodziło się równomiernie. Stary komin w centrum poddasza, o charakterystycznym kształcie, pełnił niegdyś rolę wędzarni. Nazywano go „żuławską babą”, bo był czymś więcej – sercem każdej chałupy. Nie mogli go wyburzyć.
Urządzili w nim… łazienkę. Czy dusza domu może zamieszkać w łazience? Może. Przynajmniej jest… czysta.
Przestrzeń i światło
Asia zajęła się urządzaniem. – Ona tak ma, że jeszcze ściany nie stoją, a już wie, jakie będą kolory, detale, w którą stronę drzwi mają się otwierać. Czasami nam się ta wizja leciutko rozjeżdżała, ale zawsze dochodziliśmy do porozumienia – śmieje się Jacek.
Oboje lubią stare drobiazgi. Szklane butelki, świeczniki, skrzynie. Jedną, ponad 100-letnią, Jacek znalazł na śmietniku w Sopocie. Okazało się, że pochodzi ze słynnego warsztatu w Paryżu. Kanki na mleko z przedwojennej gdańskiej mleczarni, lampa zrobiona z walcownicy do metalu dziadka, meble. I obrazy. Niektóre są dziełem pani domu, na przykład zabawne zwierzęce portrety.
Poza malarstwem ma jeszcze jedną pasję – naturalne kosmetyki, świece. Oprócz konopi uprawiają płaskurkę i wytwarzają z niej mąkę, płatki. Ręcznie robione produkty, a także ziarno do własnego przemiału, można kupić w Farmer Concept Store.
Plany na przyszłość? Jasne, że są. Niedawno kupili sąsiednią chałupę, dla gości. A na razie radują się przestrzenią, chłonąc atmosferę starego domu.
Więcej zdjęć tego domu oglądaj w galerii.
TEKST I STYLIZACJA: Joanna Włodarska
ZDJĘCIA: Igor Dziedzicki