Chatka z innej bajki – śląski szachulec z kobaltowymi okiennicami
Domy w PolsceW powietrzu unosi się intensywny zapach ziół. Werbena i budleje wabią motyle i inne owady. Pod starymi jesionami słychać delikatny trzask gałęzi – to sarny z pobliskiego lasu.
Płytki marokańskie – miłość od pierwszego wejrzenia
Violę codziennie budzi ptasie radio. Schodzi do kuchni, stawia na gazie kawiarkę, otwiera drzwiczki kredensu. Ciężko tu szpilkę wcisnąć, kolekcja ulubionych kubków nieustannie rośnie. – To moja słabość. Przywożę je z każdej podróży usprawiedliwia się. Z podróży przywiozła też pomysł na wnętrze. Zakochała się w marokańskich płytkach. Do walizki zmieściła tylko jedną, ręcznie malowaną, ozdobioną pięknym ornamentem w odcieniach kobaltu i zieleni. To połączenie tak ją urzekło, że zostało z nią na dłużej.
Kolory Maroka połączyła z klimatami ukochanej Toskanii. Są więc kamienne i ceglane ściany, stropy z belek oraz solidne rzeźbione meble. I mnóstwo detali z duszą. Mówi, że od pierwszego dnia czuje się tu jak u siebie. Gdy pożegnała majstrów i w pustej kuchni usiadła przy stole, miała wrażenie, jakby wróciła z dalekiej wyprawy. – Może dlatego, że od początku wszystko było jak trzeba? Stary dom pod lasem, otoczony sędziwymi lipami, grabami i jesionami, podobny do tego, w którym spędziłam dzieciństwo – zastanawia się Viola. – A może powód jest taki, że przed wojną mieszkał tu szewc, a ja przecież tak kocham piękne buty? Wierzy w przeznaczenie. Gdy w drodze do klientów zobaczyła mały samotny dom z banerem „Na sprzedaż”, wyskoczyła z samochodu, by mu się przyjrzeć. Dwa miesiące później podpisała akt notarialny i zaczęła nazywać swój dom chatką. – Bo wygląda jak z bajki – wyjaśnia.
Sypialnia z garderobą i szafa z 1750 roku
Od razu przystąpiła do działania. Jest architektem, ale dla siebie nie zrobiła projektu. Wystarczyła jej ekipa, z którą beczkę soli zjadła i jasna wizja tego, jak dom ma wyglądać. Trzeba było oczyścić teren, wyburzyć ściany, oszacować, co da się ratować, a co trzeba usunąć. – Na parterze były dwie izby. Połączyłam je, by powstał salon z kuchnią i jadalnią. W miejscu stajni ze żłobem zrobiłam łazienkę i pralnię. Na piętrze są dwa pokoje dla gości, które ciągle urządzam, oraz moja sypialnia z garderobą, a w niej szafa z 1750 roku. Zaszczytne miejsce zajmuje w niej kolekcja butów. Już sama nie wiem, ile mam par. W końcu od przybytku głowa nie boli – mówi z rozbrajającym uśmiechem. I dodaje, że buty znajdują ją same. Jedne z jej ulubionych, trampki z tiulowymi kwiatami, czekały na nią we Włoszech. Są tak piękne, że rzadko trzyma je w szafie. Wędrują po całym domu i cieszą oko.
Remont starego domu: uratować, co się da
Gdy planowała remont, wszyscy pukali się w głowę. Mówili, że szybciej i taniej będzie zburzyć ruinę i postawić w jej miejscu coś nowego. – A ja się uparłam. To stary dom, ma niemal dwieście lat. Co się dało, zrobiłam sama – wspomina. Do późna w nocy zbijała tynki na zewnątrz, by odkryć surową cegłę. Dzięki temu elewacja wygląda jak dawniej. Oczyszczanie belek w środku z grubych warstw starej farby niemal ją wykończyło, ale za to jak pięknie teraz wyglądają. Zanim cokolwiek wyrzuciła, zastanawiała się kilka razy. Deski, dla których nie było już ratunku, zawiozła do stolarza. Zrobił z nich ławkę. Pociągnęła ją kobaltową farbą i wstawiła do kuchni. Stolarkę wewnątrz też dało się uratować. Wszystkie drzwi są oryginalne. – To nic, że mają ubytki. Skazy przypominają zmarszczki na uśmiechniętej twarzy – mówi.
Drewniana ława, która się rozgościła w przedsionku przed sypialnią, w poprzednim życiu była łóżeczkiem niemowlęcym. – Namówiłam mojego stolarza, by je przerobił. Spojrzał zdumiony, ale już nic nie powiedział. Chyba przyzwyczaił się do moich szalonych pomysłów – wspomina. Gotowy mebel pomalowała sama.
W poszukiwaniu idealnego odcienia zieleni, mięty lub błękitu potrafi godzinami mieszać farby i pigmenty. Tak samo było z gipsowym postumentem, który przywiozła z galerii „Coś na mole”. – Okazał się tak ciężki, że ledwo go zapakowałam do swojego garbusa. Początkowo urodę miał nienachalną, ale zyskał po przemalowaniu. Przez kilka dni dokładałam kolejne warstwy, postarzałam, przecierałam i dopiero wtedy, gdy sięgnęłam po stare złoto, uznałam, że zakończyłam odnawianie. Postawiłam na nim doniczkę w kształcie głowy. Nie lubię zbyt poważnych wnętrz – kwituje.
Najbardziej cieszy ją łazienka, a właściwie salon kąpielowy, z oryginalną kamienno-ceglaną ścianą, wanną pośrodku i oknem na las. Czasem widać przez nie sarenki. – Mija właśnie rok, odkąd się wprowadziłam, a mam wrażenie, że jestem tu od zawsze. I do dziś nie mogę się nadziwić, jak to możliwe, że przez tyle lat nikt tej chatki nie chciał. Ona po prostu czekała na mnie.
Zobacz więcej zdjęć śląskiego domu w galerii
Zdjęcia: Michał Skorupski Tekst i stylizacja: Agnieszka Włodarczyk/Happy Place
Kontakt do właścicieli: Violetta Cybulska Facebook.com/DesignProjektowanieWnetrz
Zobacz także: Mazowsze: niebieski domek z rustykalnym wnętrzem