Chociaż to Mazury, łatwiej w tych okolicach spotkać lisią rodzinę niż letników na spacerze. A nad jeziorem – kormorany i białe czaple. Dlatego Anna i jej bliscy tak lubią tu przyjeżdżać.
Przed wojną Przerwanki to była wieś z prawdziwego zdarzenia. Kilkadziesiąt gospodarstw, własna mleczarnia, piekarnia, nawet elektrownia. I nazywały się Wiesental, czyli dolina łąk, bo gdziekolwiek spojrzeć, tam łany dzikich kwiatów.
Dziś po rdzennych Mazurach został jedynie stary cmentarz i opuszczone siedliska. Zamieszkanych jest ledwo kilkanaście domów, miejscowi uciekają do miasta, a miastowi wybierają łatwiej dostępne części Mazur. Stąd już tylko trzydzieści kilometrów do Rosji. Ale w tej dziczy można się zakochać.
Anna trafiła tu z rodzicami w połowie lat 80. Szukali domku letniskowego. Był kwiecień, a śniegu po kolana. I chyba właśnie ta niedostępność i przyroda na wyciągnięcie ręki zdecydowały, że Przerwanki będą ich.
Poprzedni właściciel postawił dom na fundamentach starej obory, bo w tamtym czasie w Przerwankach nie można się było budować. Rodzice Anny spędzali tu każde wakacje, ale w końcu uznali, że to dla nich za daleko. Zdecydowali, że sprzedają dom. – Gdy razem z córkami zobaczyłyśmy na bramie tabliczkę „Na sprzedaż”, serca nam pękły – mówi. I tak siedlisko zostało w rodzinie.
Anna jest architektką wnętrz i od dawna chciała coś w Przerwankach pozmieniać, ale ciągle brakowało na to czasu. Dom urządzony był głównie sprzętami darowanymi przez znajomych i skupowanymi na bazarkach starociami. A przez trzydzieści lat zdążył się zapełnić niemal po brzegi.
W końcu wzięła się do wielkich porządków. Zostało po nich kilka mebli, które rodzinnymi siłami odnowili. Stare komody czy rattanowe meble z fabryki w Giżycku wyglądają teraz jak nowe. Do tego dodatki, które znalazła w sklepach ze skandynawskim dizajnem, oraz tkaniny i poduchy z Dekorii.
Małe okienka tworzą sielski nastrój, ale nie wpuszczają zbyt dużo światła, dlatego ściany i sufity zostały pomalowane na biało. Żeby doświetlić parter, Anna dodała też przeszklone drzwi wejściowe. Okiennice i taras dostały nowe kolory – błękit i szarości jak z mazurskiego nieba. Na piętrze Anna pozbyła się strychu – teraz w sypialni można się wyprostować bez obaw, że zahaczy się głową o żyrandol. Widać też stare belki stropowe.
Z tarasów rozciąga się widok na jezioro Gołdopiwo. Od domu oddziela je szeroki pas trzcin, ale i tak najważniejsze jest to, co słychać. Jezioro upodobały sobie mazurskie ptaki i ptasiarze z całej Europy, którzy przyjeżdżają do Przerwanek obserwować kormorany, gęsi, błotniaki czy czaple białe.
Gdy córki Anny były młodsze, niemal każdy wieczór spędzali na wędkowaniu. Ryby trafiały z powrotem do jeziora, wszystkim najbardziej podobało się wspólne przesiadywanie wśród traw. Ale z przerwankowych rytuałów wciąż najważniejsze są śniadania. Obowiązkowo z bułkami z piekarni z pobliskich Kruklanek, które smakują tak samo od trzydziestu lat.
Dom rzadko stoi pusty. Gospodarze z przyjaciółmi spędzają tu część urlopu, w mazurskich progach goszczą też letnicy. A w tym roku Anna dołączyła do serwisu Home Exchange i pierwszy raz wymienią się domem na wakacje z rodziną z Belgii.
Okolicę najlepiej poznawać na rowerze, z łódki czy kajaka. Jezioro Gołdopiwo ze szlakiem wielkich jezior łączy rzeka Sapina, na którą wpływa się przez najmniejszą na Mazurach śluzę. – Od trzydziestu lat ciągle odkrywam coś nowego – dodaje Anna. I za to najbardziej kocha Przerwanki.
Kontakt do właścicieli: www.przerwanki.com
Projekt i stylizacja: Anna Olga Chmielewska, www.holartstudio.pl
tekst: Magdalena Burkiewicz
zdjęcia: Jola Skóra/Jam kolektyw