Sielsko Anielsko
Monika i Kamil chcieli przenieść kawałek swoich ukochanych Mazur do mieszkania w centrum. Jest tu i wiejska koza pod ścianą, i zastęp aniołków. A w tle błękity jak z letniego nieba. Poznajcie dom w bieli i drewnie.
Styl mazurski w architekturze
Gdyby nie mazurski dom moich rodziców, nigdy nie odważyłabym się na taki wystrój mieszkania. To tam, w naszym pokoju na wsi, wypróbowaliśmy pierwsze pomysły. Na zmiany naszło nas po wypadzie do Norwegii – wystarczył tylko jeden weekend i zachciało nam się bieli. Przemalowaliśmy więc sypialnię w chacie, od podłogi po sufit. Nawet mamie się spodobało i planuje pobielić resztę domu – opowiada Monika.
Z Norwegii na Mazury, a z Mazur biel trafiła na warszawskie poddasze. Ściany mieszkania obłożyli białą boazerią, taką jak u rodziców. Drewniana podłoga zdążyła się już powycierać, jak w wiejskiej chacie. Ale to właśnie przez ślady użytkowania wnętrze przestało pachnieć nowością i nabrało życia. Nad otwartym salonem połączonym z kuchnią jest piętro. Wchodzi się na nie po stromych schodach jak na prawdziwy stryszek. Kiedyś to była antresola, ale przy dzieciach harmider bywa taki, że każdy potrzebuje własnego kąta. Monika i Kamil są psychologami, pracują naukowo, więc czasem muszą się zaszyć w ciszy. Dlatego przestrzeń na piętrze podzielili na mniejsze pokoje.
Cegła w salonie i kuchni
Mieszkanie to nadbudowa nad jedną z mokotowskich kamienic. Czekali na nie prawie dwa lata. W tym czasie powiększała się zbieranina mebli i dodatków wyszperanych na aukcjach i pchlich targach. Cegłę do kuchni i salonu przywieźli z rozbiórki domu pod Warszawą. Wciąż widać na niej ślady odbitych palców i stempel z datą 1934.
Cegły wykorzystali w kuchni i korytarzu jak kafelki, ale żeby nie pogrubiać za bardzo ścian, zanim je przykleili, pocięli na cieńsze płytki. Przy schodach stoi przedwojenna koza kupiona na bazarku na Kole. Tylko dla ozdoby, bo na żywy ogień nie ma tu warunków. Stół i kredens Kamil odnowił razem z wujkiem. Przerobił także schody, aby zajmowały mniej miejsca, i wymyślił przesuwne drzwi chowane w ścianie. Zrobione z litego drewna mają przedwojenne proporcje płycin i ram. Ale najbardziej dumny jest ze schowka na pralkę. Nikt się nie domyśla, że za małymi drzwiczkami w toalecie jest pralnia.
Monika z kolei ma oko do dodatków. By nie było tak idealnie biało, dołożyła błękit i turkus. Kobaltowe uchwyty do szaf i szklane lampy kupiła w sklepie indyjskim. I nawet w spiżarni potrafi zrobić nastrój. Zawisła tam lampa przywieziona z Egiptu.
Anielskie dekoracje
Monika i Kamil mówią, że nad ich mieszkaniem czuwają anioły. Zbierają je od dawna. Pierwszego z kolekcji (dziś ma swoje miejsce przy kuchennym kredensie) nazwali Kazimierz Lubelski. Jechali akurat do Kazimierza i anielską figurę znalezioną w sklepie w Lublinie zabrali ze sobą. Odtąd przeprowadza się z nimi pod każdy nowy adres.
W zbieraniu aniołów tak się rozsmakowali – opowiada Monika – że poznali wszystkie stowarzyszenia ludowe działające w Polsce. A kolekcjonowaniem zarazili już nawet swoich znajomych.
Gospodarze mówią, że w tym wnętrzu każdy znajduje coś innego dla siebie. Koleżance, która jakiś czas mieszkała w Nowym Jorku, przypomina ono loftowe mieszkania na obrzeżach Manhattanu, inna lubi je za skandynawski klimat, a kolejnej wydaje się prowansalskie. – A ono jest po prostu nasze. Właśnie takie, jakie sobie wymyśliliśmy – dodają na koniec.
Tekst: Magdalena Burkiewicz
Zdjęcia: Igor Dziedzicki
Stylizacja: Dorota Karpińska
Zapraszamy również do innego wnętrza z okolic: Dom rodzinny na Mazowszu.