dom na mazurach

Dom bez płotów na Mazurach. Dziko i w zgodzie z naturą.

Domy w Polsce

Przed przyjazdem pierwszych gości wpadli w lekki popłoch. – Ludzie już jadą, a robota w lesie – wspomina Paweł. – Kierowaliśmy się intuicją. Nie wiedzieliśmy nic o przyjmowaniu letników. Szybko przekonaliśmy się, że nie ma to nic wspólnego z pracą w dużej firmie. W korporacji masz do dyspozycji sztab specjalistów, dział zakupów, wsparcie techniczne. A tu łączysz wiele ról – obsługujesz klientów, jesteś złotą rączką, księgowym, przewodnikiem po regionie, a nawet bosmanem jednocześnie – dodaje.

reklama
dom na mazurach

Dom na Mazurach - najpierw dla siebie, potem dla gości.


Mazury były obecne w ich życiu od zawsze. Dzieciństwo Moniki to żagle i rejsy z rodzicami. – Tata jest miłośnikiem żeglarstwa. Zaraził się tą pasją w latach pięćdziesiątych, kiedy Mazury wyglądały zupełnie inaczej – wspomina. – Drewniana żaglówka, zero silników, noce pod namiotem. Pewnego razu zagnało go nad Śniardwy.
Trafił do wioski, której klimat zauroczył go tak bardzo, że po latach znalazł tam dla nas ziemię. Postawiliśmy na niej z Pawłem dom – dodaje.
Spędzają tu każdą wolną chwilę, bo Mazury są częścią ich życia, jak praca, podróże i codzienne obowiązki. Paweł rzucił korporację i przeprowadził się na stałe, Monika jeszcze krąży między Warszawą, gdzie pracuje w brytyjskim banku inwestycyjnym, a Ublikiem. To dlatego dobrze rozumie gości, którzy przyjeżdżają kompletnie wypompowani, spragnieni całkowitego resetu.
Czasem są tu sami, innym razem z synem, często też zjeżdża się dalsza rodzina i przyjaciele. Szlak Wielkich Jezior Mazurskich mają przemierzony żaglówkami od południa, przez jezioro Roś, po Mamry na północy.

Jedna zasada- zero płotów! Tutaj ważne są widoki.


Przeprowadzkę planowali od dawna. Dom dla siebie już mieli, ale chcieli postawić coś dla letników. Działka musiała mieć dostęp do jeziora i absolutną ciszę. Jeśli sąsiedzi 
– to raczej leśne zwierzęta niż ludzie. Strategia poszukiwań była prosta. Najpierw dokładnie oglądali mapę, potem jechali na miejsce obejrzeć, czy wszystko wygląda tak, jak im się wydaje. Po dwóch latach wycieczek krajoznawczych znaleźli kawał pięknej ziemi nad jeziorem Buwełno. Wieś w oddali, a po drugiej stronie brzegu Bagna Nietlickie.
Do głowy im nie przyszło, by się grodzić.

– Stawianie płotów, grodzenie jezior, zasłanianie widoków? To kompletnie nie w naszym stylu – kwituje Paweł.


Chcieli wpasować się w krajobraz, połączyć tradycje architektoniczne z nowoczesnością. Stąd prosta konstrukcja domu, szare deski i stara dachówka ceramiczna. A do tego okno panoramiczne z widokiem na jezioro. Monika wymyśliła, jak będzie wyglądał ich dom. To ona naszkicowała bryłę, dobrała proporcje i materiały.

– Ale architektem nie jestem, więc projekt budynku wraz z dokumentacją potrzebną do pozwolenia na budowę przygotowała miejscowa pracownia – dodaje.
Domy, bo w sumie powstały trzy, postawili lokalni rzemieślnicy.
Wnętrze pierwszego z nich to efekt współpracy z Martą Tryczyńską ze studia Whitepepper Home & Garden. Kolejne Monika urządzała sama.

W ubiegłym roku zbudowali przystań z pływającym pomostem. Formalności były nieco uciążliwe, ale za to udało im się zdobyć unijne dofinansowanie. Same prace przebiegły już gładko. – Najpiękniej jest tu o zachodzie słońca, gdy z oddali, znad rezerwatu, dochodzi klangor żurawi – mówią.

dom na mazurach
dom na mazurach

Budowa domu stała się faktem


Od kupna ziemi do zakończenia budowy minęło półtora roku. W tygodniu Paweł zarządzał ruchem elektryków, hydraulików i pracami w terenie przez telefon, za to w piątek wieczorem wskakiwali w samochód, by w sobotę od świtu działać na miejscu.

Podzielili się rolami. Monika była dyrektorem kreatywnym, Paweł – wykonawczym. Ona mówi o sobie, że jest w gorącej wodzie kąpana. Uważa, że nie ma rzeczy niemożliwych, a pomysły najlepiej realizować tu i teraz. On podszedł do tematu do bólu racjonalnie. Łatwo nie było. – Paweł wspierał mnie organizacyjnie, logistycznie, służył praktyczną radą. Tylko przy doborze kolorów się nie sprawdzał, twierdził, że szary to szary. I tu z pomocą przychodziła Marta. Rozumiałyśmy się bez słów – dodaje.

Dom jest murowany, ale otynkowany i bielony, część elewacji pokrywają postarzane szare deski. Z tego samego drewna powstały okiennice i opaski wokół okien. Dzięki temu zyskał skandynawski sznyt. W środku właściciele postawili na prostotę i minimalizm. Chodniki z juty, wyplatane kosze i siedziska oraz słomkowe kapelusze są ładne, praktyczne i tworzą klimat wiecznych wakacji.

To właśnie na mazurach odnaleźli swój spokój 

Zabudowa kuchenna to sprawka Pawła. Surowe deski na fronty przywiózł z tartaku, blat z marketu budowlanego. Kuchnię wyczarował w dwa weekendy. Kanapę oraz szeroką ławę w oknie też zrobił samodzielnie. Uznał, że najlepiej się tu sprawdzi drewno estońskie. – Lubię zajmować się stolarką, to mnie odpręża – mówi.

Monika była odpowiedzialna za malowanie i postarzanie: boazeria w sypialni, drzwi wewnętrzne do sypialni, do łazienki. I odwrotnie – za odnawianie. Stół z krzesłami to zbieranina łupów z warszawskiego Koła, OLX i od mazurskiego sąsiada, wszystkie wymagały liftingu, naprawiania, szlifowania, malowania. Z kolei lampy, tekstylia i drobne meble są nowe. Monika godzinami przeczesywała oferty sklepów ze skandynawskim dizajnem.

Na koniec oprawiła w ramy wykonane przez siebie fotografie. – Uwielbiam włóczyć się po bezdrożach z aparatem, kadry same wpadają mi w ręce – mówi. Dla niej dzień zaczyna się niemal o świcie. Wszyscy śpią, a ona wybiega z domu. Kierunek: jezioro, las, pobliskie bagna. – Pogoda nie ma znaczenia. Wiosenne roztopy, wichura czy piękny letni dzień, w każdych warunkach znajduję tu równowagę i malownicze kadry – dodaje.

Z kolei Paweł jest typową sową, uaktywnia się wieczorami. Ostatnio odkrył w sobie pasję do gotowania i szykuje świetne kolacje, potem urządza nam wieczory przy kominku, z jazzem i przy dobrym winie. Banalne? Prawdziwe. 

TEKST I STYLIZACJA: AGNIESZKA WRODARCZYK/ HAPPY PLACE  ZDJĘCIA: MICHAŁ SKORUPSKI, KONTAKT DO WŁAŚCICIELI: ublikgreen.pl

Zobacz również