Zanim pojawiły się tu kremowe pastele i koronki, trzeba było skuwać podłogi po sam piach, a tynk zdzierać do gołej ściany. Uwierzycie?
Zalety życia na wsi
Piątek to dzień targowy. Paulina kupuje od sąsiada mleko prosto od krowy, z pobliskiej wsi przywozi domową kiełbasę, a po południu pan Marek rozwozi przyczepką plony z własnego pola: marchewki, ziemniaki, kapustę. Dobre, zdrowe jedzenie z pierwszej ręki to ogromny plus życia na prowincji. Paulina mówi o sobie „lokalnożerca”. To, czego nie dostanie u sąsiadów rolników, wyhoduje w swoim ogródku i poda na obiad.
Ucieczka z miasta
Za rok będzie świętować dziesiątą rocznicę przeprowadzki do Młodzieszyna. Rzadko wraca myślami do czasów, kiedy mieszkała w Warszawie. Chyba że dzieci dopytują. Wtedy Paulina – szczęśliwa, że to już przeszłość – wspomina Bielany. Dziewiąte piętro w wielkiej płycie, 36 metrów, ciasnota, hałas, spaliny, głośni sąsiedzi. Latem 50-stopniowy upał i do wyboru: zaduch przy zamkniętych oknach lub jazgot ulicy. Wynajem kończył się lada miesiąc i musieli zdecydować, czy przenoszą się do niewiele większego mieszkania w okolicy, czy – za te same pieniądze – do domu na wsi.
W podjęciu decyzji pomógł film „Nigdy w życiu”, którego bohaterka (Danuta Stenka) zaczyna nowe życie na wsi. Wizja sielskiego do-mku zawładnęła Pauliną. Marcin rozłożył na stole mapę i zaznaczył wokół stolicy 50-kilometrowy obwód. Warunek był jeden: dostęp do internetu, żeby mógł pracować w domu, bo wykluczyli czasochłonne dojazdy do miasta.
Przeczesywali okolice Garwolina, Warki, Pułtuska, Wyszkowa. I gdy tracili już nadzieję, Paulina przypomniała sobie ogłoszenie o pewnym zalanym domu wśród brzóz, które widziała podczas wojaży. Wrócili w pobliże Sochaczewa i zaczęli o niego rozpytywać miejscowych. Znaleźli w Młodzieszynie: 180 metrów, rozsądna cena i... ogrom pracy. Większość zrobili sami, jedynie przy wylewaniu podłóg pomógł miejscowy majster. Wprowadzili się przed końcem robót. Choć już się przekonali, że ich wiejskie perypetie nijak się mają do przesłodzonej filmowej fikcji, w końcu znaleźli miejsce na ziemi.
Urządzanie domu marzeń
Paulina była w swoim żywiole, bo urządzanie i dekorowanie sprawiają jej ogromną radość. Przemalowała wszystkie meble na ulubione pastele i biele, część ozdobiła specjalną techniką podobną do kalkomanii. Polega na tym, że motyw wydrukowany na zwykłej kartce odbija się na gładkiej powierzchni, przyciskając delikatnie, miejsce przy miejscu, szmatką nasączoną rozpuszczalnikiem nitro.
Z pożółkłych kart książki znalezionej na strychu zrobiła rozetę, która zawisła na trzydrzwiowej szafie. Uszyła poduszki, wyhaftowała serwetki (zna haft płaski, krzyżykowy, hardanger, richelieu, angielski!), a ostatnio najwięcej serca poświęca wiankom, które zaplata z naturalnych tkanin, sznureczków i koralików.
To u niej rodzinne: babcia tkała gobeliny i układała ikebany, mama słynęła z dziergania pięknych kwiatowych wzorów. W kolejce do urządzenia czeka pracownia na strychu, ale Paulinie marzy się też kominek. Nie może się zdecydować, co ma być pierwsze.
Tekst i stylizacja: Alicja Radej
Zdjęcia: Dariusz Radej
ZOBACZ TAKŻE: Prowansalska kuchnia, w której się zakochasz