Pełna domowych smaków agroturystyka w przedwojennej szkole
Domy w PolsceJeszcze pół wieku temu słychać tu było lekcyjny dzwonek, krzyki i śmiechy dzieciaków. Teraz ciszę przerywają jedynie kłótnie wróbli w ogrodzie.
W poszukiwaniu miejsca do spełniania marzeń
Ale pachnie ciastem z truskawkami i świeżo mieloną kawą! Dzień jest słoneczny, więc Anna zaprasza na taras. Rozsiadamy się w fotelach wśród kwiatów pelargonii. Zanim zacznie opowieść, patrzymy na staw, na którym ląduje stadko kaczek krzyżówek. Wiewiórki urządzają wyścigi w koronach drzew.
– Tak wygląda sielanka. Zaczęłam jej szukać 10 lat temu – śmieje się Anna, iberystka z Warszawy. Chciała mieć swoje miejsce poza stolicą, na weekendowe wypady, ale też zamierzała przyjmować gości. Wymagania miała sprecyzowane. Dom w niedużej wiosce, nie dalej niż 200 kilometrów od stolicy i koniecznie w starej szkole. Tak trafiła na morenowe pagórki nad rzeką Wel.
– Nasza szkoła jest z początku XX wieku. Znalazłam mapę z 1911 roku, na której już ją zaznaczono. Typowa pruska podstawówka. Założenie było takie, aby dzieci miały nie więcej niż trzy kilometry do miejsca, gdzie będą się uczyć, więc pobudowano ich mnóstwo. Wszystkie do siebie podobne. Ceglane, z dwiema klasami na parterze. Uznałam, że taki dom byłby dla mnie idealny – wyjaśnia.
Wnętrze z duszą: trochę secesji, trochę lat 60.
Budynek był opuszczony, bo ostatni dzwonek wzywał na lekcje w latach 80. Dach – do wymiany. Anna zdecydowała, że eternit zastąpi dachówką karpiówką. Postanowiła zachować ceglaną elewację, więc mury ociepliła od środka. Ważne było dla niej zrobienie okien na wzór tych przedwojennych, czyli z delikatnymi łukami. Żałowała, że na poddaszu już dawniej je… wyprostowano. Zaplanowała pięć pokoi z łazienkami, a na parterze ogromną kuchnię z drewnianym stołem i wspólny salon. Postanowiła też główne wejście zrobić od strony podwórka. Wtedy to poznała pana Zbyszka, który wszystko potrafi narysować i zaprojektować, bo jest nie tylko złotą rączką, ale i artystyczną duszą. – Miałam dużo szczęścia. To dzięki Zbyszkowi remont potoczył się prawie idealnie – opowiada.
Wnętrza miały być proste, z drewnianymi meblami, ale nie zawalone starociami. Do kuchni wstawiła secesyjny kredens, do saloniku fotele z lat 60. i stolik w stylu art déco, dorzuciła trochę drobiazgów z IKEA. Kiedy wszystko było gotowe, pan Zbyszek powiedział, że jego partnerka Iwona szuka pracy. Anna zaproponowała, aby obydwoje zamieszkali w Starej Szkole i przejęli rolę gospodarzy. Okazało się, że Iwona to skarb.
Smakołyki z domowego ogródka
Ciasto z truskawkami, które zniknęło w mig z talerza, upiekła właśnie ona. – Ukręciłam je w piętnaście minut – śmieje się. – Zaraz podam zupę – dodaje. To jej specjalność. Najbardziej lubi wegańskie kremy z pomidorów, dyni, groszku albo kapuśniak czy krupnik. Dlaczego są takie pyszne? – Smak dają warzywa z własnego ogrodu i garść świeżego lubczyku – wyjaśnia. Iwona gotowanie ma w genach. Talent odziedziczyła po mamie i jej trzech siostrach. Wszystkie były kucharkami.
Gdzie zgubić kalorie po zajadaniu się pysznościami? Anna zaprasza na spacer do ogrodu. – Staw tutaj był, ale zarośnięty – opowiada. Oczyściliśmy go i zbudowaliśmy tarasy. Kwiatami zajmuje się Iwona i trzeba przyznać, że ma rękę do roślin. – Zobacz tę różę. Dostaliśmy od sąsiadki umierającą roślinę, a teraz trzeba ją podpierać, bo tyle ma kwiatów.
Anna wylicza inne atrakcje okolicy. Koniecznie trzeba odwiedzić Welski Park Krajobrazowy. Dwa kilometry od domu jest rezerwat Piekiełko z przełomem rzeki Wel. Zachwyca się Jeziorem Kiełpińskim, na którym spotkasz wędkarzy. Nie ma ani jednej motorówki, bo są zakazane. Można pływać na kajakach albo szaleć na trasach rowerowych. Miłośnicy pogańskich historii odwiedzą grodzisko Sasinów. A na zimę poleca narty na Kurzej Górze, gdzie jest wyciąg i stok. – Ogólnie jest dziko – mówi. – A ja to bardzo lubię.
tekst: Beata Woźniak Zdjęcia i stylizacja: Gutek zegier
Kontakt do właścicielki: trzcin20.pl
Więcej zdjęć obejrzysz w galerii.
Zobacz także: Kuchnia zero waste w domu ze słomy