Holenderski pomysł na dom: naturalne drewno i pastelowa zieleń. Pasują do nich nawet dziwne dodatki – od starej walizki po dekoracje z papierowych ruloników.
Miłością do staroci zaraził mnie tata – opowiada Roos, właścicielka domu. – W sobotnie poranki jeździliśmy po pchlich targach i grzebaliśmy w „śmieciach”, jak mama nazywała nasze skarby. Może to dzięki niemu zostałam projektantką wnętrz? Ze specjalizacją: rupiecie. A tak na serio – to jest sposób, żeby urządzić dom oryginalnie i niedrogo. Z workiem pieniędzy można zrobić, co się chce, ale to właśnie ograniczenia sprawiają, że wnętrze nabiera charakteru.
Dom projektanta to jego wizytówka. Postawiliśmy z mężem na prosty pomysł – połączenie pastelowoszarej zieleni z surowym drewnem. Reszta musi się dopasować. Sami zrobiliśmy ten wielki plaster miodu na ścianie. Ze zrolowanych kartek ze starych książek.
Moim konikiem są krzesła. Choćbym nie wiem czego szukała, wciąż ląduję, oglądając jakieś siedzisko. Mam całą kolekcję, a w niej prawdziwe rarytasy. To z sypialni zaprojektował znany niemiecki architekt Egon Eiermann.
Pamiętam, jak któregoś dnia, kiedy wróciliśmy z tatą z kolejnymi trzema zepsutymi radiami, mama naprawdę się wkurzyła. I tata, żeby ją jakoś przejednać, w następną sobotę przyniósł piękne stare rzeźbione pudełko z przegródkami na apaszki, do których miała słabość. Pomogło.
Ja nie biegam po straganach, większość rzeczy kupuję w internecie. Na Marktplaats można dostać wszystko! Od auta po szydełko. Nie wracam do domu obładowana jak kiedyś z tatą, ale przyznaję, że czasem staram się umówić kuriera, kiedy Daniel jest w pracy. I używam starego ojcowskiego fortelu – przekupuję swoją rodzinę.
Mężowi kupiłam fotel terapeuty – piękny, wygodny i dostojny. W sam raz dla psychologa. Kiedy Daniel rozsiada się w nim i składa ręce w ten charakterystyczny sposób, nie można mieć wątpliwości, czym się w życiu zajmuje.
Dla przyszłej pisarki wyszperałam minibiurko. Lotte wybrała sobie zawód, kiedy dowiedziała się, że ktoś taki jak pisarz w ogóle istnieje. Ma więc profesjonalne stanowisko pracy – z szufladkami na notatki i lampką, musi jeszcze tylko nauczyć się pisać.
No i rower dla naszego szkraba z impetem. Pepijn ma dopiero dwa lata, ale po prostu roznosi go energia. Nie zdarza mu się chodzić – zawsze biega. Je na wyścigi, kąpiel w jego wykonaniu to mały sztorm w wannie, pierwsze słowa wyrzuca z siebie w takim tempie, że nikt ich nie rozumie. Chyba nie muszę dodawać, że ucieszył się z prezentu?
Tekst i zdjęcia: Jeltje Janmaat/House of Pictures
Opracowanie: Eliza Otto