Z widokiem na Mont Blanc: włoska willa w Alpach
Domy na świecieTo będą ciepłe święta Bożego Narodzenia – mówi Caterina Caramello. – Bynajmniej nie dlatego, że nie ściśnie mróz, ale dlatego, że niedawno zamontowaliśmy na dachu dodatkowe panele.
Jesteśmy na takiej wysokości, że nawet gdy w Mediolanie jesień płynnie przechodzi w wiosnę, u nich jest zima – w końcu to Verrand w Val d'Aosta, włoskie narciarskie eldorado.
Na poziomie ogrodu, gdzie kiedyś była hotelowa jadalnia, urządzono duży salon, w którym Caterina przygotowała świąteczne dekoracje z jodłowych gałązek i ozdoby z recyklingu. Nie ma choinki, wystarczą świerki za oknem.
Chalet został docieplony, a potem na nowo pokryty kamieniem. Podobnie jak większość willi po sąsiedzku, także ich chalet ma na dachu panele słoneczne wkomponowane w łupkowe dachówki. Okna północno-zachodniej ściany powiększono, aby uchwycić cały widok łańcucha Mont Blanc.
Z górami zna się od małego
– Moje dzieciństwo przypomina trochę film o Sebastianie i Belli – opowiada Caterina. – W górach, u dziadków, spędziłam większość czasu. Owszem, potem przytrafiło się kilka lat, kiedy wciągnęło mnie inne życie. Studia na psychologii w Padwie, projektowanie w Turynie.
Oba miasta przypominały tygiel, w którym ciągle się coś gotuje, ale brakowało mi jazdy na nartach, wspinaczek, krystalicznie czystego powietrza. Wreszcie – najważniejsze – tu poznała miłość swojego życia, Matteo Pellina, przewodnika górskiego i instruktora narciarstwa, który w podróżniczych kręgach zasłynął z rowerowej wycieczki jedwabnym szlakiem z Pekinu do Courmayeur.
Górski dom z widokiem
Nie musieli specjalnie szukać po agencjach nieruchomości. Stary dom, w którym dziadek prowadził w latach 60. pensjonat, czekał na nich i na remont. Pomogła w nim turyńska architektka Cristina Ferrero. Na poziomie ogrodu, gdzie kiedyś była hotelowa jadalnia, urządzono duży salon, w którym Caterina przygotowała świąteczne dekoracje z jodłowych gałązek i ozdobyz recyklingu. Nie ma choinki, wystarczą świerki za oknem.
Chalet został docieplony, a potem na nowo pokryty kamieniem. Podobnie jak większość willi po sąsiedzku, także ich chalet ma na dachu panele słoneczne wkomponowane w łupkowe dachówki. Okna północno-zachodniej ściany powiększono, aby uchwycić cały widok łańcucha Mont Blanc.
W domu Caterina urządziła swoje atelier (Catelier – Hand-made & Researched Home Decor) – zajmuje się projektowaniem wnętrz. Grudzień to szczególnie dobry czas, bo coraz więcej osób prosi ją o świąteczne aranżacje domów. Znana jest z zamiłowania do naturalnych materiałów i wspierania idei recyklingu. W jej rękach stary sweter, szal lub wyblakła koronka zamieniają się w kolorowe abażury, podkładki pod talerze, ocieplacze na kubki i imbryczki.
Zasada w tym domu jest taka, że niczego się nie wyrzuca, bo większość niepotrzebnych rzeczy można wykorzystać co najmniej jeszcze raz, a ich drugie albo i trzecie życie bywa bardziej barwne niż to pierwsze. Na drugą szansę zasługuje wszystko – mówi Caterina. – Każdy skrawek materiału, worek, kosz czy nawet but. Zanim trafią na wysypisko, dziesięć razy pomyślę, co jeszcze z nich można wyczarować.
Jej dom jest tego najlepszym przykładem. Stare skrzynki po piwie zamieniła w kolorową, niesymetryczną biblioteczkę, z porcelanowych czajniczków, imbryczków, cukiernic i mleczników zrobiła lampki kuchenne, metalowe foremki do pieczenia magdalenek posłużyły za kuchenne obrazki, sadzyk na ryby stał się wiszącą nad blatem półką, ciężkie buty do górskich wędrówek zostały podstawami lampek w salonie, a poszewki na poduszki uszyła z worków po ryżu i mące. Szafka z początku XX wieku jest meblem babci, który niegdyś służył do wieszania wiader na mleko; Caterina używa go teraz do przechowywania naczyń.
W domu dziadków skarbów było jej mało, ruszyła więc na pchle targi, szczególnie upodobała sobie te w górnej Sabaudii, bo trudno do nich dojechać, a wciąż sporo można znaleźć. Stamtąd przywiozła stare drzwi do domu oraz marmurowy XIX-wieczny kominek. Ten twórczy chaos łatwiej jej opanować dzięki temu, że do retro by Catarina pasuje styl industrialny. Podobają jej się także rzeczy bardzo oszczędne: surowe naturalne drewno, ciosany kamień i kremowa francuska ceramika.
Los zbieracza jest ciężki – mówi projektantka – ale co zrobić? Trzeba się nauczyć zestawiać rzeczy z różnych bajek, pozornie kompletnie do siebie niepasujące. Bardzo jej się przydają studia w Turynie. To tam godzinami dyskutowali z kolegami o tym, że tak naprawdę połączyć można wszystko ze wszystkim, trzeba tylko znaleźć jakiś klucz. W jej przypadku jest to podróż sentymentalna w modnym duchu zero waste.
Po pierwsze – stary chalet (podstawa!), używane u dziadków meble i przedmioty gospodarcze, których nie chciała wyrzucać, bo kojarzyły jej się z prawdziwym domem, a przy tym doskonałym, dziś już tak rzadko spotykanym rękodziełem.
Do tego naturalne tkaniny, niektóre z odzysku (no bo jak można wyrzucić doskonałej jakości lniany worek, skoro wyjdzie z niego taki piekny zagłówek lub poszwa na poduszkę). Wreszcie – pamiątki z podróży męża i wspinaczek.
Do tego przedmioty, obok których nie potrafiła przejść obojętnie, na przykład francuskie łoże z lustrzanym zagłówkiem w złotych ramach. Design jest dyskretny: lodówka czy łóżka Molteni. – Mam tu naturalnie tworzony przez lata styl vintage – mówi Caterina. – Zero waste i zero podróbek.
Więcej zdjęć z sesji do obejrzenia w galerii.
Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: Photofoyer/ Stefano Scata
Zobacz także: Jak z powieści Jane Austen: dom z kamienia na angielskiej wsi
Zobacz także: Klasyka i pastele w zacisznym domu w Beskidach