Malując obraz z rodzinnymi pamiątkami, Lin nawet nie myślała, że to gotowy zestaw kolorów do jej nowego domu w stylu skandynawskim.
Wymarzony dom z ogrodem
Kiedy była małą dziewczynką, z iskrą w oku kartkowała setki magazynów wnętrzarskich. Plan był jasny: kiedy dorośnie, będzie robić meble i zostanie dekoratorką wnętrz – tak jak jej tata. – Uwielbiał naprawiać stare rzeczy i wymyślać nowe, więc chyba mam to w genach – wspomina Lin. Jak postanowiła, tak zrobiła. Pasję zamieniła w zawód i dziś jest mistrzynią mieszania stylów, specjalistką od DIY, czyli „zrób to sam”. – Gdy znajomi proszą mnie o radę, jak mają urządzić dom, zwykle odpowiadam: „Nie rób wszystkiego naraz! Każde wnętrze powinno rodzić się powoli” – tłumaczy. Sama też była wierna tej zasadzie, kiedy zabrała się do urządzania własnego domu.
reklama
Wystarczy spojrzeć na efekty, by przyznać jej rację – to naprawdę działa! Z Nealem, odkąd się poznali, zawsze mieszkali w mieście, ale tęsknili za zielenią. Dlatego kiedy urodziła im się córka, postanowili wyprowadzić się z gwarnego Utrechtu w jakieś spokojniejsze miejsce. Koniecznie do domu z dużym ogrodem. Znaleźli taki w Amersfoort w środkowej Holandii, choć mocno zaniedbany. – Ściany miał pożółkłe od dymu papierosowego, a w łazience znaleźliśmy dosłownie pokłady pleśni. Za to pokoje były bardzo przestronne i w myślach już je urządzałam. Zachwycił nas też zdziczały ogród i zieleń wokół – wspomina Neal.
Cały remont, krok po kroku, wzięli na siebie. Zajęło im to prawie rok. Na co dzień starają się żyć eko i dbać o środowisko, więc i tu chcieli wykorzystać jak najwięcej materiałów z drugiej ręki. Udało im się zdobyć drewno z rozbiórki jakiegoś starego domu, znajomym zostało trochę gipsu po remoncie, ktoś inny podarował im puszki białej farby, wystarczyło dokupić pigment. Na ścianach pojawiła się nowa warstwa gładzi gipsowej, a na podłodze szary winyl.
Wnętrza w kolorze szałwii
– Kiedy Miza była jeszcze malutka, namalowałam zielony obraz, na który nakleiłam pocztówki, rachunki, koperty. Wyszedł taki kolaż ze skrawków naszego życia. Ustawiłam go w kuchni i pomyślałam, że chcę mieć taką zieleń w całym domu – opowiada Lin. I tak zagościły tu szałwiowa zieleń, ciepły pastelowy seledyn w pokoiku Mizy i oliwka na ścianach w sypialni rodziców.
Urządzanie nieprzypadkowo zaczęli właśnie od kuchni – to ulubione miejsce wszystkich domowników. – Przez duże drzwi wpada tutaj mnóstwo światła, a z tą zielenią i kwiatami czuję się, jakbym była w ogrodzie, nie w domu – tłumaczy gospodyni. Po drugiej stronie kuchennego blatu urządziła kącik dla Mizy – żeby mogła być blisko, kiedy rodzice gotują. Dziewczynka, tak jak jej mama, bardzo lubi rysować i często dekoruje stół – serwetkami, kwiatkami. – Już widać, że ma zadatki na dobrą stylistkę – śmieje się Lin. – Sama wybierała dodatki do swojego pokoju. Żółtą głowę jelonka wypatrzyła w sklepie ogrodniczym, w którym kupujemy sadzonki. Brudna i zniszczona ozdoba kurzyła się w kącie. Miza podbiegła do sprzedawcy i spytała, czy może adoptować jelonka, bo tutaj na pewno jest mu smutno samemu.
dekoracje z historią
Na liście własnoręcznie zrobionych mebli gospodarze wciąż coś dopisują. Pierwszy był blat kuchennej wyspy. Potem pojawił się stolik z palet na tarasie i czarna lampa z kulkami z miedzi, wisząca tuż przy wyjściu do ogrodu. Wreszcie przyszła kolej na meble w łazience i ramki na bibeloty w sypialni – z desek po starym regale na książki. Każdy talerzyk czy zdjęcie ma tu swoją historię.
Kamionkowa misa z zieloną mozaiką, stojąca na tarasie, to pamiątka z podróży poślubnej do Maroka. W sypialni, zamknięty w szklanej ramce, leży liść paproci – prezent od córki, która pomalowała go na złoto. – A bukiet z ostróżek na stole w kuchni to dowód moich ogrodniczych sukcesów – cieszy się Lin. – Ostróżki pierwsze zakwitły w ogrodzie, gdy się tu wprowadziliśmy – wspomina. – Mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele bukietów. I śniadań na ukochanym tarasie.
Teskt: Monika Kaszuba
Zdjęcia i stylizacja: Jeltje JanmaaT/House of Pictures
Zdjęcia i stylizacja: Jeltje JanmaaT/House of Pictures