Jak z bajki: romantyczny dom w stylu skandynawskim
Domy na świecieMaria jako dziewczynka uwielbiała konie. Chociaż mieszkała w mieście, ciągnęło ją na wieś. Za mąż wyszła za Pontusa, który na wsi się wychował, ale trafił do Borås. Oboje wiedzieli, że na mieszkaniu w bloku, od którego zaczynali narzeczeńską przygodę, się nie skończy.
Borås, miasto znane z najstarszej w Szwecji fabryki tapet, otaczają cudownie zielone krajobrazy i pojezierza – od małych oczek zagubionych wśród lasów po długie jeziora o pełnej meandrów linii brzegowej. Na skraju jednego z nich para postanowiła się pobudować. Lokalizacja perfekcyjna – rzut beretem, a właściwie pół godziny rowerem od Borås, gdzie można załatwiać wszystkie sprawunki. Jednocześnie spokój, cisza, czyste powietrze.
Stary dom w nowej wersji
Kiedy małżonkowie snuli marzenia o wspólnym miejscu, początkowe plany mieli górnolotne – chcieli znaleźć stary drewniany dom z przełomu wieków. Żeby było romantycznie, ale nie za drogo – myśleli. Gotowi na każdy remont, nawet własnymi rękami, byleby dom był z odpowiednią metryką. Ale dość szybko wyzbyli się złudzeń, bo takich bajkowych domów za wiele nie ma. A jak są, to mają jakieś minusy. A to za blisko drogi, a to widok nie taki… Obejrzeli wszystkie oferty i poddali się – postanowili wybudować nowy, ale taki, żeby wyglądał dokładnie jak to ich marzenie, z nutą retro. Żeby choć trochę ułatwić sobie sprawę, wybrali dom stawiany z prefabrykowanych elementów. Chodziło o czas, bo Maria spodziewała się pierwszego dziecka.
Dom stanął w fantastycznym miejscu, bo od zakupu działki zaczęli. Wykarczowali kawałek lasu, żeby wystawić go na słońce. W zimnej Szwecji to ważne. Teren, począwszy od ich słonecznej polany, opada łagodnie w stronę jeziora, na łąkach pasą się krowy. Sielanka jak z płócien XIX-wiecznych pejzażystów. Kiedy Maria stanęła tam pierwszy raz, powiedziała, że się nie ruszy z tego miejsca i że musi być jej. Teren należał do znajomego. Nie było łatwo, ale udało się go przekabacić.
Nabycie domu w paczkach, które kolejno przywożono na działkę, wymagało naprawdę świetnej organizacji. Zwłaszcza że postanowili spróbować, jak to jest być Bobem Budowniczym. A że stawianie domu z klocków tych rozmiarów jest jednak trudniejsze niż montowanie mebli z Ikei, do pomocy wzięli lokalnego stolarza. Wspólnym wysiłkiem udało się nawet zainstalować ogrzewanie podłogowe, choć majster był początkowo bardzo sceptyczny. Zrobili to pod bielonymi deskami sosnowymi. W pakiecie z ich domem był dębowy parkiet, ale Maria wymieniła podłogę, chciała stąpać po długich deskach, jak w starych szwedzkich domach.
Zafundowali sobie też sufity na wysokości 2,70 metra – znów dużo jak na szwedzkie standardy, właśnie po to, by wnętrza już z większą swobodą urządzać w stylu bardziej klasycznym niż nowoczesnym. Choć nowych technologii też nie pożałowali – ściany ocieplili specjalnymi okładzinami, a do ogrzewania domu wybrali pompę ciepła.
Frajda z tapetowania
Smykałkę do urządzania wnętrz Maria przejęła od ojca, który podróżował po całym świecie jako przedstawiciel firmy produkującej meble. To był temat numer jeden w jej domu. Poza tym sama odziedziczyła po dziadkach sporo starych mebli i dodatków. Zawsze miała do nich oko. Kiedy szła na przyjęcie do przyjaciół, zwykle lądowała u nich na strychu
i wyciągała jakiś przykurzony rupieć. Raz wypatrzyła żelazne wiekowe łóżko, wydębiła je od prawowitych właścicieli,
oddała do czyszczenia, potem do lakiernika samochodowego i jej pierwsza córeczka Edith miała w czym spać. Potem odziedziczyła je druga – Ruth. Bo trzeba dodać, że pierwsze dziecko przyszło na świat dzień po przeprowadzce do nowego domu. Piętro było jeszcze w proszku.
Ale parter działał i zachwycał. Maria uwielbia kolor niebieski, więc przewija się on w całym domu. Przede wszystkim – na tapetach, bo tych nie może zabraknąć, jeśli się mieszka niedaleko miasta Borås. Są jasne, z delikatnym wzorkiem. Nuty błękitu pojawiają się w szklanej kuli kuchennej lampy, na dywanikach, porcelanie. Ale głównym kolorem jest tutaj biel. Na Północy musi być jasno w pokojach. I nie nudno. Dlatego Maria i Pontus co parę lat zmieniają tapety w całym domu. Przy kładzeniu pierwszych nabrali takiej wprawy, że teraz cała operacja jest dla nich jak weekendowa gimnastyka.
Więcej zdjęć do obejrzenia w galerii.
TEKST: BEATA MAJCHROWSKA
ZDJĘCIA: CECILIA MOLLER
Zobacz także: Pasterska chata – niezwykły dom na jeziorem Czorsztyńskim