Jak z filmu
Nad brzegiem fiordu stoi dom. Z okien widać dzikie łąki i morze po horyzont. Pia najpierw zobaczyła ten obrazek w kinie, a rok później sama miała takie widoki.
Biały dom nie dla pielęgniarki
Jeśli w pracy chodzisz cały dzień w białym fartuchu i oglądasz sterylne szpitalne sale, to w domu potrzebujesz czegoś kompletnie innego – mówi Pia. Kiedy opuszcza swoją klinikę, przebiera się w ciuchy w mocnych kolorach i jedzie do czarnego domku nad brzegiem fiordu. – Bo ja tak w ogóle mam, że trochę lubię w życiu sprzeczności – opowiada.
Jest położną. W pracy ma tyle adrenaliny, emocji i łez, że gdy wieczorem jest już sama ze sobą, najchętniej siada z książką na tarasie albo po prostu patrzy przed siebie bez celu. Tak odpoczywa. – I dlatego nie urządziłam domu na biało, po skandynawsku. Czułabym się jak w pracy – śmieje się Pia.
Inspiracja: duński film
Kiedy męczy ją jakiś problem, idzie do kina. W filmach zawsze znajduje podpowiedzi. Gdy nie mogła się zdecydować, jak powinien wyglądać jej wiejski dom, zainspirował ją film duńskiego reżysera Pera Fly.
Krajobrazy do złudzenia przypominały jej rodzinne strony. Kilka scen rozgrywało się w prostym czarnym domu nad brzegiem morza. – Nowoczesna bryła wtopiona w naturę. Wydało mi się to bardzo moje – opowiada. Pokazała film swojemu mężowi Erikowi i mieli już gotowy plan.
Dom stanął w Karrebæksminde, niewielkim miasteczku na południu największej z duńskich wysp, Zelandii. Pia nie trafiła tu przez przypadek. Wychowała się w okolicy, jej rodzice mieszkają zaledwie kilka płotów dalej.
– Kilkanaście lat temu kupiliśmy tu stary domek. Mieszkaliśmy wtedy w Kopenhadze, ale samochodem to godzinę stąd, więc gdy tylko mogłam, urywałam się na wieś – opowiada. Chatka była schowana w głębi miasteczka, a Pii marzył się widok na zatokę. Kiedy trafił się kawałek ziemi tuż przy fiordzie, sprzedali gospodarstwo i zaczęło się planowanie. Wtedy właśnie Pia poszła do kina na tamten film. Rok później przewoziła rzeczy do nowego domu. – To było ekspresowe tempo, najbardziej szalony czas w moim życiu – opowiada Pia. – Nawet przy pierwszym dziecku nie miałam tylu obowiązków! – żartuje.
Żeby nie odtwarzać filmowej scenerii kropka w kropkę, poprosili o pomoc architektkę Mette Lange. To ona zrobiła projekt, choć Erik jako inżynier też miał sporo do powiedzenia. – Obydwoje mieli obsesję na punkcie prostoty i funkcjonalności. Jeślibym się nie postawiła, ten dom przypominałby laboratorium.
Uparła się, że nie będzie biało. Zresztą gdyby nie czarna ściana w kuchni, musieliby nosić okulary przeciwsłoneczne, tak jest jasno. Wszędzie mają świetliki w suficie. Dzięki nim nawet zimą śpią pod gwiaździstym niebem. Drzwi szafy, która zajmuje całą ścianę w sypialni, zrobili ze stuletniego drewna różanego sprowadzonego z Indii. Tak samo blat stołu w jadalni. Oparła go na nogach zaprojektowanych przez słynną parę amerykańskich architektów – Ray i Charlesa Eamesów. A przy stole postawiła duńskie klasyki dizajnu – krzesła J39 projektu Børge Mogensena. Mały stolik na kółkach Pia zrobiła sama. Z drewna wyrzuconego przez morze na brzeg. – Gdy tylko znajdę na plaży jakąś gałąź, przynoszę ją do domu. Dzieci śmieją się ze mnie, że kolekcjonuję badyle – opowiada Pia.
Styl minimalistyczny w domu
Duńczycy lubią prostotę i wiedzą, co to szacunek dla otoczenia. Tu nikt nie wybuduje domu tak, by zawstydzić sąsiada czy oszpecić krajobraz. Dom Pii wygląda jak czarne pudełko obłożone deskami. Ma tylko sto metrów, bo po co komu ogromne przestrzenie, jeśli można spędzać czas na zewnątrz, patrząc na takie widoki?
Na dachu są panele słoneczne i mały ogródek. – To nasza prywatna fabryka energii i tlenu – wyjaśnia Pia. Dach obsadziła ziołami i roślinami skalnymi. – Nam jest cieplej, a sąsiedzi mają widoczek. Może kiedyś dosadzę tam jakieś kwiaty. Będzie więcej kolorów.
Tekst: Julie Vöge/House Of Pictures, Magdalena Burkiewicz
Zdjęcia: Christina Kayser Onsgaard/House Of Pictures
Zobacz również wnętrze z tej samej szerokości geograficznej – Dom skandynawski: projekt, który zadziwia.