Kiedy na dworze jest mróz i zawieja, zapalam świece w całym domu. Płomyki odbijają się w starym złocie i robi się jeszcze przytulniej – mówi rudowłosa Annelie.
Nie znoszę tej naszej skandynawskiej prostoty
– śmieje się Annelie. Już jak byłam mała, wiedziałam, że chcę mieć duży dom, a w nim złoto, błyskotki i stare meble. Mój tata kolekcjonował antyki. Pamiętam, jak nasz największy pokój powoli zamieniał się w gustawiański salonik, fotele na giętych nóżkach zastępowały krzesła fabryczne. Zachwycały mnie – zdobne, wesołe, ręcznie wykonane.
A potem, zaraz po studiach, wyjechałam do Chin. Jestem sinologiem, ale na początku chwytałam się każdej pracy, byle tylko mieć na życie. Głównie uczyłam angielskiego i łaziłam po Pekinie, przesiadywałam w Zakazanym Mieście. Tam poznałam Tomasa, też Szweda, i postanowiliśmy się ustatkować. Wróciliśmy z kontenerem skrzyń, poduszek, tradycyjnych tkanin i tapet z wijącymi się roślinami, ptakami, które wyglądają, jakby miały za chwilę pofrunąć.
Waniliowy dom
I zaczęliśmy rozglądać się za własnym kątem. Gdzieś z boku, na prowincji. Po dziesięciu latach w Pekinie naprawdę marzyłam o ciszy. I bardzo chcieliśmy, żeby nasze dzieci wychowywały się w domu z ogrodem. Tak trafiliśmy do Västerlösy, małej wioski niedaleko jeziora Wetter. Do domu o waniliowych elewacjach. Wiemy o nim tyle, że został wybudowany w 1926 roku, i wydaje się, że zawsze miał troskliwych właścicieli. Podłogi z desek, szprosowe okna i drzwi nie były nigdy wymieniane, ale są w świetnej formie. I te piece! Dwa musieliśmy trochę podreperować, ale teraz palą jak smoki i są największą ozdobą. Jak w ogóle można je porównywać z tymi smutnymi żeberkami wiszącymi pod parapetem!
Gustawy z twistem
Najlepsze meble dostałam w prezencie od taty. Wciąż coś przywozi i mówi, że to jeszcze jeden gustaw do posagu. Jednak ja mam na nie własny pomysł – przemalowuję im ramy na złoty kolor. Śmieję się, że król Gustaw w młodości pojechał do Francji, zachwycił się klasycystycznymi mebelkami, ale je trochę rozbielił, żeby było lżej. A ja pojechałam do Chin i maluję je na złoto, żeby bardziej lśniły. Kawałki chińskiej, ręcznie malowanej tapety oprawiliśmy po prostu w ramy jak obrazy. I powiesiliśmy przepyszne kryształowe żyrandole. Salon, nasz ulubiony pokój, nazywamy pawilonem najwyższej harmonii, jak w Zakazanym Mieście. Z rozmachem, prawda? Ale ja nie chcę być skromna.
Tekst: Helena Köhl, Eliza Otto
Zdjęcia: Cecilia Möller/living4media/free
Stylizacja: Emma Olai/living4media/free
Tradycyjne skandynawskie domy podobają się jednak Suzanne – bohaterka nie myślała o przeprowadzce na myśl, ale… CZYTAJ WIĘCEJ.