Łowickie, kurpiowskie, krakowskie – hafty w nowym wcieleniu. Nie wyszywane nicią na serdakach i koszulach, tylko malowane brokatem na szkle.
Bombki były jej wielkim dziecięcym marzeniem. Może dlatego, że na choince… nie wisiały. Mama jest etnografem, pracowała w Cepelii. Drzewko w domu było piękne, ale ubrane bibułkami, słomą i piernikami. – Ależ ja tęskniłam do tych szklanych ozdób! Żeby były kolorowe i wzorzyste – opowiada Małgorzata Esse, właścicielka Bombkarni.
Przez lata prowadziła z mamą Galerię Artis. Co roku jeździły do fabryk bombek, zwiedzały wzorcownie i wybierały coś do sklepu. – To miejsca nie z tego świata. Nie mogłam się napatrzeć na te cuda. Marzyłam, żeby wszyscy mogli oglądać takie mikołajki, domki, buciki. To wtedy wpadła na pomysł – dziś przyznaje, że szalony – otworzenia sklepiku tylko z bombkami.
Od początku korciło ją, żeby choinkową modę nie tylko podziwiać, ale i robić. Typowo ludowe drzewko trochę jej się przejadło. – Ale stare motywy w nowoczesnych kolorach mogłyby wyglądać super – pomyślała. – Mamy przecież takie piękne hafty. Ruszyła poszperać do Muzeum Etnograficznego. W pierwszym roku z graficzką zaprojektowały siedem wzorów. – Bałam się, że ludziom się nie spodobają, a tu zaczęły przychodzić do sklepiku panie i rozmawiać o tych haftach. Okazało się, że na polską choinkę jest masa chętnych. Poszła więc za ciosem i pojawiły się bombki z wycinankami: łowickimi, kurpiowskimi, koronkami w stylu koniakowskim. A z czasem figurki w regionalnych strojach.
Pani Małgosia wszystko wymyśla, pan Robert, rzeźbiarz, pomysłowi nadaje kształt. Najpierw lepi figurki z plasteliny, żeby można było jeszcze coś zmienić. Gdy nie ma już poprawek, robi gipsowy odlew, z którego powstaje żeliwna forma. To do niej dmuchacz wkłada rozgrzaną szklaną rurkę i dmucha jak w balonik, a cieniutka krucha warstewka okleja od środka metalowe kontury. Potem jeszcze tylko srebrzenie i zabawki trafiają do malarzy – Agnieszki i Pawła. Ci muszą być precyzyjni jak szwajcarscy zegarmistrzowie. – Skończyli szkołę rzemiosł w Wiśniczu, konserwację i sztukatorstwo. Mają cierpliwość do misternej dłubaniny. To mistrzowie – mówi Małgosia.
Ulubieńcami wszystkich są Krakowiacy i Górale. Chłopaki w modrych sukmanach i czapkach z piórkiem, dziewczyny w aksamitnych wyszywanych gorsecikach, spódnicach z haftowanymi fartuszkami. Są Łowiczanie w kolorowych pasiakach. Hitem okazali się też Lachowie Sądeccy. O każdym stroju Małgorzata może opowiadać godzinami. – Gdy obserwuję przed świętami ludzi w moim sklepie, widzę, jak łagodnieją. Oglądają bombki i uśmiechają się do siebie. Jak w bajce. Tak to działa.
Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Agata Jaworska
Zdjęcia: Rafał Lipski