tatarska jurta

Tatarzy na Podlasiu: najważniejsza jest rodzina i... kuchnia!

Regionalne przysmaki

Kiedyś Kruszyniany były wsią, gdzie nawet wrony zawracały. Dziś zjeżdżają tu smakosze z całej Polski, żeby spróbować kuchni Dżennety.

 

reklama
Dla właścicieli, Dżennety i Mirosława, Tatarska Jurta to po prostu ich dom

Mroźny zimowy poranek. Wysiadam na wiejską drogę z nie-ogrzewanego pekaesu niecałe 6 kilometrów od granicy z Białorusią. Przystanek Kruszyniany jest ostatni na trasie, więc autobus zawraca. Odjeżdżając, odsłania widok na zielony drewniany meczet i znak wskazujący Tatarską Jurtę. Już wiem, gdzie się kierować. Zimą sama jurta jest złożona, ale na szczęście restauracja mieści się w okazałej drewnianej chacie, więc będzie gdzie się rozgrzać. Obok niej znajduje się też stajnia dla pięciu koników tatarskich. W środku jednak pusto, bo konie chodzą po pastwisku. Ja marznę szybciej niż one, więc od razu wchodzę do restauracji. Chyba widać, że niemal zamarzły mi ręce, bo dostaję kubek gorącej herbaty z plasterkami pigwy i mięty.

Właściwie trudno to miejsce nazywać restauracją, bo dla Dżennety i Mirosława to po prostu ich dom. Latem na zewnątrz stoi stół, przy którym w wolnych chwilach odpoczywają, a każdy z gości może się dosiąść, by porozmawiać. Zimą zaś całą rodzinę spotykam w sali jadalnianej. Dżenneta, Mirosław, ich trzy córki: Dżemila, Tamira i Elwira, wnuki, zięciowie, trzy psy i dwa koty – niezła ekipa. Ale to dzięki nim Jurta ma prawdziwą domową atmosferę.

Dziś do Tatarskiej Jurty na regionalne smakołyki przejeżdżają smakosze z całej Polski

Siła tatarskiej tradycji tkwi w kuchni

– Nigdy nie przypuszczałam, że będę prowadzić restaurację, że wyjdzie z tego taki biznes – mówi Dżenneta. Chciała pokazywać turystom kulturę tatarską. A wiadomo, że tłumaczenie tego, co nieznane, najlepiej zacząć od kuchni. Kiedy pracowała jako przewodnik, przyjeżdżała z wycieczkami do tutejszego meczetu, a po zwiedzaniu zapraszała do siebie na tatarską herbatę i słodycze.

– Obłaskawiałam, tłumaczyłam i karmiłam, bo przy stole stajemy się łagodniejsi – wspomina. Na początku zdarzało się, że goście zamawiali jedno danie na pięć osób, żeby najpierw sprawdzić, czy to w ogóle jest zjadliwe. Szybko jednak pokochali tutejszą kuchnię i samą gospodynię. Teraz przyjeżdża się tu nie tylko po to, żeby dobrze zjeść, ale też by jej posłuchać.

– Nasza kuchnia to przede wszystkim mięso – tłumaczy Dżenneta. Kiedy Tatarzy prowadzili koczowniczy tryb życia, przygotowywali upolowaną zwierzynę na ogniu, gotując lub susząc. Napełniali też mięsem baranie żołądki i wieszali przy siodle, by wysychało. Tak powstawała kiełbasa, którą znamy jako kindziuk.

Dżenneta i Mirosław  z rodziną: z lewej Tamira, obok Dżemila z córką Mią, naprzeciwko Elwira  i jej mąż Maksymilian.  Na kolanach dziadka siedzi ich córka Kaja.
Dżenneta i Mirosław z rodziną: z lewej Tamira, obok Dżemila z córką Mią, naprzeciwko Elwira i jej mąż Maksymilian. Na kolanach dziadka siedzi ich córka Kaja.
Rozgrzewające, aromatyczne i sycące zupy według przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie to jeden ze specjałów Dżennety
Rozgrzewające, aromatyczne i sycące zupy według przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie to jeden ze specjałów Dżennety
Baba drożdżowa najlepiej smakuje na ciepło. A do niej kawa po tatarsku – z kardamonem.

Pierekaczewnik ze znakiem jakości

Potem, gdy zaczęli się osiedlać w Azji, czerpali z kuchni chińskiej. To właśnie oni przywieźli do Polski modę na pierogi – potrawa, która wydaje nam się tak bardzo nasza, pochodzi z Chin. Podobnie było z kaszą gryczaną, zwaną tatarką, którą sprowadzili tu jako paszę dla koni.

– A wie pani, że nawet nasiona azalii przybyły do Polski w kopytach tatarskich koni? – wtrąca Mirosław. Choć sam skromnie zaprzecza, to żona nie może się nachwalić przyrządzanych przez niego mięs. – Tatarki to perfekcjonistki, to one rządzą w domu. Ale i mężczyźni dobrze radzą sobie przy garnkach – przyznaje. Nie są tak przywiązani do przepisów i lubią eksperymentować.

Już w drugim roku działalności Jurta była pełna gości. Oprócz słodyczy w menu pojawiły się pierekaczewnik (dziś zastrzeżony unijnym znakiem jakości), pierogi i pyzy oraz oczywiście pieczone mięsa. Przepisów na tradycyjne dania Dżenneta nauczyła się od mamy, babci i teściowej, słuchając i podpatrując. Ale to ona jako pierwsza wszystkie je spisała. Marzy jej się wydanie książki. Ale nie takiej typowej, kulinarnej. Chciałaby opisać w niej historię rodziny – przedwojenne przyjęcia u babci, jej zesłanie i powrót z Syberii, swoje dzieciństwo w Wielkopolsce i przyjazd na Podlasie, do miejsca, gdzie Tatarzy mieszkają już od ponad 300 lat.

Kryszonka - oryginalny przepis z Tatarskiej Jurty

To jedno z najstarszych dań tatarskiej kuchni, które przetrwały do dzisiaj. Przygotowywano je na ogniu jeszcze w czasach koczowniczego życia na stepach.

Weź: •porcję mięsa baraniego lub wołowego (może być też udziec indyczy czy gęsina, ale nie wieprzowina, której w kuchni tatarskiej się nie używa) •cebulę •parę ząbków czosnku •2 ziemniaki •marchewkę •pół główki kapusty •liść laurowy •ziele angielskie •paprykę w proszku •sól •pieprz •ewentualnie w sezonie można dodawać warzywa, które są akurat dostępne

Mięso pokrój w kostkę, podobnie ziemniaki i cebulę. Czosnek posiekaj, kapustę poszatkuj, marchewkę pokrój w grube talarki. Wszystko razem wrzuć do garnka, dodaj liść laurowy, ziele angielskie i paprykę do smaku. Dopraw solą i pieprzem. Garnek przykryj i zostaw na kuchence na małym ogniu albo wstaw do niezbyt mocno nagrzanego piekarnika. Po około dwóch godzinach potrawka będzie gotowa.

Tekst: Joanna Zaguła, zdjęcia i stylizacja: Gutek Zegier

Zobacz również