Gdyby nie korniki, nie byłoby dzięciołów, a bez spróchniałych drzew nie mielibyśmy grzybów, wielu rzadkich owadów czy roślin. Nie pomagajmy puszczy na siłę – sama poradzi sobie najlepiej.
Niedawno sąsiad spytał mnie, jak to jest, że w moim ogrodzie są śpiewające ptaki i bujna zieleń, a u niego cisza i drzewa wyglądają jak drapaki mimo nawozów, ba, nawet oprysków. Na dodatek on podlewa cały swój ogródek, a ja tylko nowe sadzonki.
Cóż, u mnie rosną głównie drzewa i krzewy rodzime. To one tworzą mikroklimat dla innych roślin. Dają cień w upały i osłonę przed ulewą, chronią przed ostrym wiatrem, nie wymagają oprysków, podlewania ani nawożenia, a wręcz same te nawozy produkują. Jakie nawozy? Liście, patyki, igliwie, szyszki, kwiatki. Nie pakuję ich w worki i nie wystawiam za furtkę. Co najwyżej zagrabiam z trawnika (strzyżonego tylko jesienią) pod drzewa.
Mam również kompostownik, w którym urzędują zaskrońce, i składowisko chrustu, też z lokatorem – jeżem. Większe gałęzie tnę na opał do kominka, a mniejsze wrzucam na kupę – niech butwieją i zamieniają się w nawóz pod nowe sadzonki. Przy brzozach, świerkach i sosnach latem rosną kozaki, czasem kanie, a bywają i prawdziwki. Moje własne, zdrowe jak rydze. Zresztą o rydzach też pomyślę, bo wiem, gdzie można kupić sadzonki świerków z ich grzybnią.
Mam w ogrodzie równowagę biologiczną niemal jak w lesie. Ano właśnie! Ostatnio byłem w puszczy. W Białowieskiej i Knyszyńskiej. Dla mnie to jeden kompleks, razem z Puszczą Augustowską. Knyszyńską nawet bardziej lubię i częściej w niej bywam. Widziałem zarówno las prawdziwy, jak i nadmiernie eksploatowany. W ścisłym rezerwacie w Puszczy Białowieskiej czy w wielu niedostępnych ostojach Puszczy Knyszyńskiej każde obumarłe drzewo służy innym żyjątkom.
Życie po życiu
Dąb Jagiełły już prawie całkowicie zbutwiał, ale na jego ogromnej kłodzie wzrosło wiele młodych drzew. Zwalając się na dno lasu, kolos odsłonił też plamę słońca dla sadzonek, które dotychczas wegetowały w cieniu.
Zadziwiające jest też bogactwo grzybów w takich pierwotnych zakątkach puszczy. Gleba nie była tutaj nigdy zniszczona, a każda murszejąca gałąź czy martwy pień są pożywką dla grzybni, owadów i ich larw, siewek niezliczonych gatunków roślin. Z nich korzystają kolejne owady, ptaki
i ssaki. Gdzie jest najwięcej jakże rzadkich dzięciołów trójpalczastych? Tam, gdzie bobry porobiły tamy i po zalaniu lasu zostały martwe świerki. Toczą je korniki i inne drewnożerne owady, ale pień dzięki nim ponownie ożywa. A gdzie jest najwięcej także rzadkich dzięciołów białogrzbietych? Tam, gdzie są martwe brzozy. Na śmierci jednych korzystają inni. Takie jest odwieczne prawo przyrody.
Gdzie drwa rąbią
Mamy jednak i takie lasy, w których prawa przyrody są gwałcone. Nie robi się już, na szczęście, zrębów po horyzont, tylko mniejsze – gniazdowe. Nie znamy budulca lepszego niż drewno, więc eksploatować lasy musimy. Ale czy powinniśmy nasze zasoby eksportować? Oddawać za srebrniki?
Jak wygląda współczesny zrąb? Najpierw wjeżdża sprzęt i usuwa wszystko, co nie nadaje się do późniejszej sprzedaży. To dla bezpieczeństwa, by łatwiej było poruszać się ludziom i potężnym maszynom. Potem są ścinane drzewa mające wartość przemysłową. Oczyszcza się je z gałęzi, także mechanicznie, ładuje na ciężarówki i wywozi do tartaków.
A gałęzie zapakowane w wielkie baloty trafiają do elektrociepłowni. Na koniec wyrywa się karpy z korzeniami i zostaje goła polana. Zniszczona gleba leśna, wymieszana
z piachem i żwirem, zostaje wypalona przez słońce. Następnie sadzi się drzewa. Sosny, świerki, dęby, modrzewie, w zależności od ziemi. Same dosieją się brzozy, osiki, olchy
i klony. Muszą sobie poradzić na wyjałowionym gruncie, bez osłony przed słońcem, wiatrem i deszczem. I jakoś sobie radzą. Jakoś.
Kiedyś było inaczej. Drzewa wycinano zimą, a nie przez cały rok, nawet gdy zwierzęta mają młode. Wybierano konkretne egzemplarze, wyciągano je z lasu koniem lub traktorem, ale pozostawiano chrust i gałęzie, nie niszczono gleby, a siewki miały naturalną osłonę ze starych drzew. Jednak przemysł spowodował intensyfikację wycinki. Za srebrniki.
Las zmienia się sam
Lasy i bory na wschodzie kraju są w większości świerkowe. Po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia przed kilkunastoma tysiącami lat na odkrytym piaszczysto-żwirowym podłożu wyrosła tundra. Mchy, porosty, niskie, odporne na mróz krzewinki dawały sobie radę praktycznie bez gleby, targane wiatrami, wystawione na chłody i ulewy. W dolinach rzek tworzyły się torfowiska. Można jeszcze spotkać w puszczy relikty tamtych lat – karłowate brzozy i wierzby, żurawiny, łochynie i północną chamedafne, a także moroszkę i ka-
mionkę.
Dzięki fotosyntezie i ociepleniu klimatu tworzyła się cieniutka warstewka gleby. Wzbogacały ją martwe pędy i liście, podobnie jak martwe ciała zwierząt. Zaczęły rosnąć większe wierzby i brzozy, olchy, a z czasem świerki (w miejscach wilgotniejszych) i sosny (na suchych, piaszczystych górkach). Kolejny etap rozwoju lasu to wytworzenie takiej warstwy, by mogły sobie w niej poradzić bardziej wymagające gatunki: dęby, lipy, jesiony, klony, jawory, graby i wiele bylin z dna lasu. W bogatej glebie siewki świerka i sosny nie wytrzymują konkurencji z innymi roślinami. Las się przebudowuje. Sam. Bez pomocy człowieka. Świerczyny przekształcają się w dąbrowy i grądy. Zanikanie sosny i świerka jest nieuniknione. Pozostaną enklawy w siedliskach najbardziej dla tych drzew odpowiednich. A więc walka z kornikiem zżerającym świerki, sadzenie na siłę świerków i sosen, odkrywanie gleby i wywożenie nawet drobnych gałęzi to działania przeciwko naturalnemu procesowi wzbogacania się drzewostanu i przekształcania borów świerkowych i sosnowych w bory mieszane i żyzne lasy liściaste.
Czy powinniśmy walczyć z tym procesem?
Raczej nie. Czy powinniśmy rabunkowo gospodarować w bogatych puszczach Polski Wschodniej? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba do nich pojechać i je zobaczyć. Trzeba je poznać. A jak już się je pozna, to prawie na pewno pokocha, bo kochać potrafimy tylko to, co znamy. Poznajmy więc te puszcze, póki jeszcze są puszczańskie.
Zapraszamy do obejrzenia: Krokusów na hali.