Na co dzień Basia i Jurek mają piętnaście minut spacerem do plaży. Wielu o takim szczęściu może tylko pomarzyć. Oni jednak zapragnęli czegoś więcej. Miejsca, w którym można się schronić przed wczasowiczami.
Kaszuby na wyłączność
Pewnej niedzieli, jak zwykle w ciepłym sezonie, Basia i Jurek z rodziną oraz przyjaciółmi wybrali się w okolice kaszubskich jezior. Długo szukali zacisznej polanki na majowy piknik. Rozłożyli koce, wyjęli kosze z prowiantem i zaczęli mościć sobie wygodne siedziska, gdy miły nastrój przerwało pojawienie się krzykliwego osobnika. Kazał im w trybie natychmiastowym opuścić teren, twierdząc, że wkroczyli na prywatną ziemię.
Musieli się więc wynieść jak niepyszni, ale ten incydent rozzłościł ich do tego stopnia, że postanowili działać. Czyli znaleźć własną działkę, z której nikt nigdy ich nie wyrzuci. Pełni energii trafili na ziemię przy brzegu jeziora Dobrogoszcz. Kaszubska wieś i jej okolice zauroczyły ich od pierwszego wejrzenia. Pagórkowate, prawie nietknięte cywilizacją tereny, zielone łąki, lasy pełne poziomek, jagód i grzybów, czysta woda w jeziorze. I tylko godzina drogi od gdyńskiego domu.
Początkowo nie mieli pomysłu na projekt domu, a raczej mieli ich zbyt wiele. W znalezieniu tego właściwego pomogli syn Mirek Trymbulak i jego żona Jola Słoma (para znanych projektantów). Pokazali rodzicom położony w pobliżu dom przyjaciół – chatę przeniesioną z białostockiej wsi. Teraz Basia i Jurek już wiedzieli, skąd czerpać inspiracje i czego się trzymać. Ich przodkowie wywodzą się z kresów; odnowiona chata rozbudziła w nich sentymenty i ciepłe skojarzenia, a przede wszystkim wielką chęć posiadania podobnej. Błyskawicznie zorganizowali wyprawę na Białostocczyznę śladem wystawionych na sprzedaż chałup. Jedna z nich przypadła im do gustu. Jej właściciel (szczęśliwy właściciel nowej betonowej willi), pragnąc, by drewniany grat zniknął mu jak najszybciej z pola widzenia, wycenił ją bardzo przystępnie.
Dom z bali
Dom z bali został przez ekipę budowlaną rozebrany, a części ponumerowane. Ciężarówką przewieziono chałupę na Kaszuby. Tam, po uzyskaniu odpowiednich pozwoleń i wylaniu fundamentów, ta sama ekipa w ciągu tygodnia złożyła dom. Resztą – czyli szlifowaniem ścian, usuwaniem gwoździ, docieplaniem i układaniem dachu – zajęli się właściciele. Pierwotnie chata składała się z trzech pokoi, kuchni i strychu. Basia i Jerzy postanowili nieco ją zmodyfikować. Na strychu urządzili pokoje gościnne i dodatkową łazienkę. Dobudowali też obszerny ganek z zadaszeniem. Jola i Mirek pomogli urządzić pokoje, stworzyć klimat. Tak, by zatrzymać starego ducha, ale nie zamieniać domu w skansen.
– Początkowo – przyznają skruszeni gospodarze – wystrój wnętrz traktowaliśmy po macoszemu. W naszej chacie wylądowało kilka wyszczerbionych kubków i parę mebli z gdyńskiego domu, które lata świetności miały już dawno za sobą. Dzieci szybko ustawiły nas do pionu. Dlatego każdy zakup i pomysł był z nimi konsultowany. Nie chcieli iść na żadne ustępstwa. I kiedy na przykład murarz skończył komin, Mirek wszedł na dach i zaczął go poprawiać – bo był zbyt… idealnie wygładzony. Stary dom w nowym miejscu wyraźnie już się zaaklimatyzował i wpisał w kaszubski krajobraz.
Nowi gospodarze zdążyli go pokochać na tyle mocno, że ich wizyty są tutaj coraz dłuższe, a powroty coraz częstsze. Czasami żartują, że powinni pojechać jeszcze z butelką dobrej nalewki na miejsce nieudanego pikniku. I, jak przed laty, wpaść w ręce Pana Niemiłego – wszak od spotkania z nim wszystko się zaczęło…
Tekst i stylizacja: Agnieszka Osak-Rejmer
Fotografie: Sylwester Rejmer